XXV Spęd Starych Koni czyli Majówka Country Bukowiec 29.04-1.05.2016 |
opracowała Ewa Formicka
Inicjatorką spędu Starych Koni w maju br. była Krzyśkowa Grażynka. Grażynka jest dyrektorem Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej, której celem jest promocja tego regionu, ze szczególnym uwzględnieniem zespołów pałacowo – parkowych w okolicznych miejscowościach. Promocja realizowana jest poprzez wydawnictwa i wydarzenia, a wydarzenia to głównie koncerty muzyki wszelkich gatunków. Fundacja posiada w Bukowcu koło Jeleniej Góry własny majątek w postaci folwarku i przylegającego doń 120 hektarowego parku. W obrębie budynków folwarcznych oprócz pokojów gościnnych znajduje się wyremontowana „Artystyczna Stodoła”, która służy jako sala koncertowa ze wspaniałą akustyką. W ubiegłym roku w długi weekend majowy rozbrzmiewał tu jazz najwyższej klasy, a tego roku Grażynka zorganizowała piknik – country. Rok wcześniej wynalazła w czeskim miasteczku Lednice zespół muzyki country i zaprosiła go na majówkę do Bukowca. A jak country to oczywiście Stare Konie. Temat został nam przedstawiony już w Komorzu i oczywiście chętnie go „łyknęliśmy”.
Tym sposobem w piątek 29 kwietnia do Bukowca zjechały Stare Konie w ilości ok. 20 osób. Pokoje gościnne na folwarku dopiero co zostały oddane do użytku, więc pachniały świeżością. Program pobytu był bogaty i atrakcyjny, a pogodę mieliśmy jak na zamówienie. Maj jest najpiękniejszym miesiącem w roku, a w słońcu zyskuje podwójnie. Spędziliśmy więc wspaniałą majówkę, pełną przyjemnych niespodzianek.
W piątek o godz. 18.00 zorganizowano nam ognisko z pieczeniem kiełbasy w bajecznej scenerii. Miejscem biwaku był cypelek nad jeziorem, jako że w skład folwarcznego parku wchodzi kilka stawów, będących w zasadzie uroczymi jeziorkami. Cały park bielił się od zawilców, natomiast na horyzoncie nad wodą bielił się śniegiem łańcuch Karkonoszy z wyraźnie wystającą Śnieżką. Zachwytom nie było końca, aż kiełbasa zyskiwała na smaku. Lało się piwo i inne trunki. Siedzieliśmy do zmroku, gdyż nie chciało się wracać. W końcu wygonił nas chłód.
Na sobotę zaplanowana była wycieczka w góry pod wodzą Formisi. Wcześniejszym jednak planem była jazda konna, gdyż w Bukowcu jest klub jeździecki i istniała możliwość pojeżdżenia. Niestety ze zgrozą trzeba powiedzieć, że na konie nikt się nie pisał. Aby wypełnić tą lukę Formista, nie dając za wygraną, wymyśliła Konie Apokalipsy. Bukowiec leży u podnóża Rudaw Janowickich, a na najwyższym szczycie Rudaw Skalniku, oprócz innych kompleksów skalnych, znajduje się grupa skał zwana Konie Apokalipsy. Nie wiadomo kto i kiedy nazwał te skały w ten sposób, ale pasowały do naszego programu. Tam poszliśmy. Już przy piątkowym ognisku zostało zapowiedziane że idziemy w góry poobcować z końmi, należy tylko zamiast butów jeździeckich założyć buty górskie.
Na wyprawę górską z różnych powodów poszło tylko 8 osób, pozostali albo myszkowali po parku, albo korzystali z walorów kiermaszu, który licznymi straganami rozmościł się na podwórku.
Górzyści podjechali samochodami na Przełęcz pod Średnicą, skąd nieco mozolną, chwilami stromą ścieżką poczłapali na szczyt. Las był świeży, pachnący i rozśpiewany, co osładzało trudy człapania. Ten i ów postękał czasem, ale zdobyty cel wart był wszelkich cierpień. Grupa skalna Konie Apokalipsy wszystkich zachwyciła. Wdrapywaliśmy się na skałki, jednocześnie ustalając szczegóły anatomii koni, gdyż jedni widzieli w skałach konie, inni nie. Posiedzieliśmy chwilę dla złapania oddechu i poszliśmy dalej, zdobywać kolejny cel. A celem tym była ogromna skała Mała Ostra, na którą wchodzi się po drabince, a z góry jest przepiękna panorama na całe Karkonosze, Rudawy i Kotlinę Jeleniogórską. Zachwyty jeszcze się wzmogły i siedzieliśmy na skale spory czas.
Po powrocie do Bukowca rzuciliśmy się na kiermaszowe stragany, gdyż głód zagrał w kiszkach, a na straganach było pełno pyszności. Domowe pierogi, wędliny, sery, smaluszki, sałatki, własnego wypieku chleby i ciasta pachniały i nęciły, wszystkiego chciało się spróbować. Jednak za długo biesiadować się nie dało, gdyż o godz. 17.00 zaplanowany był główny punkt programu majowego spędu, czyli koncert zespołu country „Amulet”. Udaliśmy się na pokoje odpocząć nieco i o wyznaczonej godzinie zjawiliśmy się w Artystycznej Stodole.
Grażynka zaprosiła na piknik nie tylko zespół „Amulet”, ale również grupę taneczną „Lednický Ranč”, tańczącą tańce kowbojskie. Koncert był super widowiskiem i jak się to mówi „gwoździem programu”. Muzycy świetnie grali i zaprezentowali bogaty repertuar. Solistka śpiewała mocnym głosem, grając też na gitarze i harmonijce ustnej. Grupa taneczna ubarwiła widowisko, demonstrując dużo układów choreograficznych. Nie byli to profesjonalni tancerze, lecz ludzie różnych zawodów, którzy dla własnej przyjemności zaczęli w wolnych chwilach tańczyć country (skądś to znamy) i z czasem wyjeżdżać na występy. Tańcząc od wielu lat doszli do dużej perfekcji. Tańczyli z wielką dynamiką, eksplodując śmiechem i żywiołową radością. Pozytywna energia rozlewała się po sali. Po wytańczeniu wszystkiego co mieli w planie zachęcili publiczność do wspólnej zabawy, więc ten i ów się „załapał”. Niestety pod koniec drugiej godziny koncertu chłód sali mocno dokuczył i publika zaczęła się wykruszać.
Na godz. 20.00 zaplanowany był bal – i to nie na folwarku, lecz w samym pałacu. Mieliśmy początkowo mieszane uczucia, gdyż tym razem była nas, jak na pałacowe gabaryty dość skromna grupa. Jednak życie znowu nas zaskoczyło – Grażyna zaprosiła na bal całe czeskie towarzystwo, więc zapowiadało się dobrze. Wszyscy się wygalantowali i ruszyliśmy na salony. Na początku skonsumowaliśmy dobrą kolację, przygotowaną przez miejscowe gospodynie domowe. Stoły pełne były mięs na zimno, sałatek, śledzi i ciast, a na przystawkę bardzo dobrej zupy gulaszowej. Zespół „Amulet” odpalił gitary i zaczęła się zabawa. Tancerze mieli swoją instruktorkę, która poprzez wynajdywanie tańców kowbojskich w Internecie uczyła ich tej sztuki. Teraz pani instruktor zapowiedziała naukę tańca dla wszystkich i po chwili, mieszając swoich z naszymi, zainicjowała wspólną zabawę. Do akcji ruszyło tyle par tak, że sala okazała się za ciasna. Ale daliśmy radę i zabawa był przednia.
Zdrowiem konia o północy zakończyliśmy miły wieczór, gdyż nasi goście rano ruszali w daleką drogę powrotną i musieli odpocząć. Mieszkają aż pod granicą węgierską.
Intensywna sobota nie zakłóciła planów niedzielnych. Planem tym była kolejna wycieczka w góry, jednak przewodniczka stwierdziła że wypada dokładnie spenetrować teren folwarczno-parkowy, a jest tego nie mało. Obchodząc park z przyległościami, czytając tablice edukacyjne, oglądając i fotografując detale zabytków i przyrody zeszło ze 3 godziny. Poszliśmy zgodnie z mapą, najpierw po zewnętrznym obwodzie największego stawu, potem przez ruiny opactwa, wzgórze Mrowiec, miedzy kolejnymi, odległymi stawami, aż na wieżę widokową. Wieża stoi na wzgórzu zamkowym, na które trzeba się wdrapać, by następnie wdrapać się na samą wieżę. Z wieży jest piękna panorama, aczkolwiek ustępuje tej z sobotniej wycieczki. Dalej podreptaliśmy uroczymi parkowymi alejkami by przez dom ogrodnika i herbaciarnię wrócić do punktu wyjścia. Po drodze podziwialiśmy stare dęby, aleję wierzbową, topole sadzone w wiązce, kępy lip, wysepki na stawach pełne ptactwa i urokliwe strumyki. Pałac i park w czasach świetności był własnością hrabiostwa von Reden, a sam park należał do najpiękniejszych w Europie i bywały tu koronowane głowy. Fundacja Grażynki stara się przywrócić go do stanu świetności i idzie im bardzo dobrze.
Bukowiec wraz z otaczającą przyrodą i wydarzeniami muzycznymi jakie Grażyna tu organizuje jest doskonałym miejscem na relaksowe „wypady za miasto”. Wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni z majówki i kto wie – może na stałe wpiszemy to miejsce w kalendarz staokońskich imprez?
Tekst: Formisia
Zdjęcia: Formisia, Zbyszek, Hanka Olowa