XX Rajdobóz Starych Koni, Jarosławiec 2 – 10.09.2023

W roku 2023 rajdobóz Starych Koni ponownie odbył się w Jarosławcu, rekomendacją była frekwencja rok wcześniej – 30 osób. Nigdy na nasze imprezy nie przyjeżdżało tyle ludzi, nie licząc wigilii i rozmaitych jubileuszy. A skoro tyle przyjechało nad morze, widocznie wszystkim się podobało. W jarosławieckiej stajni Horyzont odpowiadają nam konie i miła obsługa stajenna, odpowiada hotel mający całkiem dobry standard, smaczne jest  jedzenie. Morze jest za płotem, a galopy po plaży dają dużo uciechy. Więc czego chcieć więcej. Niestety nad morze jest daleko i prawdopodobnie kiedyś z tego powodu będziemy szukać innego miejsca, ale póki co 2 września Stare Konie w ilości 29 osób zjechały do Jarosławca. Imprezie szefowała jak poprzednio Iwonka, a program zaproponowała bardzo bogaty i różnorodny.

1. Stajnia Horyzont w Jarosławcu 2. Stare Konie w Jarosławcu 2023


Każdego dnia po śniadaniu były trzy jazdy konne, jako że na jednej jeździe mogło być tylko 5 osób. Osoby nie jeżdżące konno miały po obiedzie zagwarantowaną bryczkę. Obiadokolacje jadaliśmy w godzinach 14 – 15, by potem realizować ciekawy program.
W niedzielę życie obozowe ruszyło pełną parą. Każdy dzień zaczynaliśmy od gimnastyki, którą prowadził niezmordowany Wojtuś. Zawsze w gimnastyce uczestniczyła spora grupa chętnych.
Niedzielne jazdy konne były ekscytujące, gdyż morze było lekko wzburzone, co dodawało smaczku. Galopy pod wiatr, do melodii huczących fal… piękne przeżycie.

3. Codzienna poranna gimnastyka 4. Pierwsza jazda


Po obiedzie ruszyliśmy do wsi Starkowo koło Ustki, ok. 30 km od Jarosławca, by zwiedzić tam Muzeum Śledzia. Muzeum jest niewielkie, ale bardzo ciekawe, natomiast w gospodzie obok można najeść się śledzi w każdej postaci, a wszystkie przepyszne. Byliśmy dopiero co po smacznym i obfitym obiedzie, ale to nie przeszkodziło by napchać się śledziami do imentu.

5. Muzeum Śledzia w Starkowie 6. Najedliśmy się śledzi w różnej postaci


Wieczorem zorganizowaliśmy oficjalne otwarcie obozu, podczas którego organizatorka rozdała program pobytu, a ponadto wręczyła każdemu zaproszenie na bankiet  urodzinowy, zaplanowany na wtorek. Tym samym wydało się że trzy osoby świętować będą okrągłe urodziny, czyli innymi słowy będzie imprezka. Natomiast na wieczorze inauguracyjnym miłym akcentem było powitanie australijskich gości, Ety i Paula, którzy właśnie kontynuowali swoją podróż poślubną po Europie. Powitani zostali chlebem, solą i koszem kwiatów, a wzruszona Eta w swoim wystąpieniu podkreśliła jakie to dla niej ważne móc spędzić czas i zaznać przygód ze starymi przyjaciółmi. Po przemówieniach Wojtek odpalił gitarę i zabrzmiał śpiew wielkiej mocy, każdy bardzo się starał. Wieczór wesoło płynął, śpiewaliśmy dopóki paluszki naszego gitarzysty dawały radę.  Uśpiewaliśmy się prawie jak na rajdzie.

7. Wieczór inauguracyjny 8. Śpiewamy Sto Lat nowożeńcom
9. Eta i Paul zostali powitani chlebem, solą i kwiatami   10.  Niedzielny wieczór zakończony gromkim śpiewaniem


W poniedziałek rano jeźdźcy ruszyli do stajni, każdy w swojej grupie. Pogalopowaliśmy  po plaży i po lesie, uciecha była wielka. Słońce dopisało, cieszyła oko pusta plaża i postrzępione grzywy fal. Dzień dobrze się zaczął.

11. Kolejny dzień, kolejna jazda, Doris z Pepsi 12. Wojtuś i Largo
13. Józek i Wacek 14. Iwona na Koridzie

 

Kontynuując zabawę liczna grupa cyklistów ruszyła po obiedzie do wypożyczalni rowerów, by następnie udać się na wyprawę rowerową do Darłówka, a jest to ok. 20 km w jedną stronę. Wzdłuż polskiego wybrzeża są wyznakowane przepiękne trasy rowerowe na ogromnym dystansie ponad 500 km, są one dobrze przygotowane i oferują wspaniałe widoki.  Będąc nad morzem warto przejechać się odcinkami tej trasy, jest to duża frajda.

15, Rowerowa wyprawa do Darłówka 16. Eksplozja radości


Późnym popołudniem robiliśmy grilla pod naszym pensjonatem, szefowa przygotowała kiełbasę i sałatki, były rozmaite trunki. Siedzieliśmy na leżakach i ogrodowych fotelach gawędząc i czas miło leciał.

17. Popołudniowy grill 18. Pieką się kiełbaski


We wtorek po śniadaniu galopowaliśmy po plaży i po lesie, frekwencja na jazdach była niezmiennie duża. Jazdy tego roku prowadziła współpracownica Kingi Ala, zaspakajając w zupełności nasze oczekiwania – ugalopowliśmy się do woli.

19. Galopem po plaży 20. Co za radość…


Ale głównym punktem programu we wtorek były urodzinki dwóch kowbojek i jednego kowboja, czyli imprezka. Zrobił się jednak drobny problem – Iwonka  poprosiła o przybycie w miarę możności w strojach eleganckich, ale niech to nie będzie kowbojada.  Prawdopodobnie obie jubilatki zamierzały wystąpić w kreacjach, do których kowboje nie będą pasować. Więc zrobił się mały popłoch, gdyż oprócz strojów  kowbojskich, żadna z pań nic innego w walizce nie miała. Ale poszły wici po pokojach, że na promenadzie można nabyć za parę zł bajeranckie kapelusze, więc panie ruszyły do boju. Nakupiły kapeluszy, dając na koniec sezonu zarobić sprzedawcom. Spódnicę każda jakąś miała, a jeśli któraś nie miała, to też nabyła. Tak że z jednej strony jubilaci mieli dla nas niespodziankę, ale z drugiej strony my zaskoczyliśmy jubilatów, schodząc na bankiet  elegancko wyszykowani.

21.  Zaczynamy wieczór urodzinowy 22.  Był to wieczór elegancki 23.  Obowiązywały kapelusze (nie kowbojskie)

 

W sali bankietowej stwierdziliśmy brak jubilatów – czyżby zapomnieli, czy śpią po aktywnym dniu? Kręciliśmy się chwilę zdezorientowani, aż tu nagle na scenie zobaczyliśmy trzech zgrzybiałych staruszków, którzy pojawili się nie wiadomo kiedy. Dwie babinki i jeden dziadulo, przygarbieni, w chuścinach i o laseczkach, drżącymi głosami zaintonowali: „starsi przyjaciele, starsi przyjaciele, starsi przyjaciele trzej, już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj”.  Gdy staruszkowie opanowali drżenie rąk, gdy złapali równowagę i powietrze w płuca, wygłosili odę do starości.

24. Nagle pojawiły się trzy staruszki 25. Staruszki odstawiły niezłe schow

 

Iwona – 
Co to za życie bywa w młodości, nie czujesz serca, wątroby, kości,
Śpisz jak zabity, popijasz gładko i nawet głowa boli  cię rzadko.
Jurek –
Dopiero człeku twój wiek dojrzały, odsłania życia urok wspaniały,
gdy łyk powietrza z wysiłkiem łapiesz, rwie cię w kolanach, na schodach sapiesz,
serce jak głupie szybko ci bije, lecz każdej chwili czujesz że żyjesz.
Mania –
Więc nie narzekaj z byle powodu, masz teraz  wszystko czego za młodu
nie doświadczyłeś, ale dożyłeś.
Więc chociaż czasem w krzyżu cię łupie, ciesz się  dniem każdym, miej wszystko w dupie.

Staruszki zebrały niesamowity aplauz, tym bardziej że „skąd my to znamy”. Pomachawszy publiczności rękami, chwiejnym krokiem zeszli ze sceny.
By po chwili…. wpaść na scenę ponownie, ale jakże odmienieni. Po zrzuceniu chust,  kaftanów i odrzuceniu lasek zobaczyliśmy trzy małolaty: Iwonkę w mini, Manię na szpilkach, Jurcysia w zgrabnych spodenkach. Małolaty ruszyły w energiczny pląs wyśpiewując: „I srebro i złoto, to nic, chodzi o to, by młodym być, więcej nic…”.   Gromkie brawa wstrząsnęły salą, zabawa była przednia. Po chwili do jubilatów ruszyli z prezentami przedstawiciele publiczności, gdyż mimo wszystko byliśmy przygotowani. Kach życzył Iwonce:
          „Spod zroszonej gleby grudki, wstają jasne niezabudki,
           Jubilatko otwórz oczy,  krąg przyjaciół cię otoczy”.
Maciej życzył Marysi:
          „W Jarosławcu się zebrali, ludzie duzi, średni mali
            i to tylko z tej przyczyny, że dziś Mani urodziny.
           ……………………………………………………………………
           Zdrowia, szczęścia, pomyślności,
           od wszystkich zebranych gości,
           Wznosimy okrzyki dzisiaj, niech żyje nam Marysia”
Jaga życzyła Jurkowi, nie wygłaszając co prawda własnej poezji jak poprzednicy, ale robiąc to nie mniej ciepło. Jubilaci podziękowali, byli bardzo wzruszeni.

26. Staruszki  pozbyły się kamuflażu, zobaczyliśmy trzy małolaty

 

27. Jubilaci dostali prezenty

 

Rozlano szampana, zaśpiewano gromkie „sto lat”, po czym jubilaci rozkroili zamówione torty i przystąpiliśmy do konsumpcji. Rozwinął się bardzo miły, klimatyczny wieczór. Marysia zainicjowała wspomnienia dawnych, AKJ-towskich lat, zachęcając aby każdy coś opowiedział o tamtych czasach, a szczególnie aby każdy zrelacjonował skąd się wziął w AKJ-cie.  Trunki się lały, rzewność gęstniała, wspomnienia płynęły. Wieczór był niezwykły.
W środę rano nie jeździliśmy konno, gdyż zaplanowano spływ kajakowy, a to wymagało czasu. Zaraz po śniadaniu kajakarze pojechali samochodami do wsi Jeżyczki, ok. 2o km od Jarosławca, by tam zaokrętować się i spłynąć rzeką Grabowa (największy dopływ Wieprzy)  do Darłówka. Grabowa płynie spokojnie i leniwie, nie ma zawirowań i niebezpieczeństw. Płynie się głównie wśród łąk, nurt rzeki obramowany jest może trochę nudną trzciną, ale w słońcu jest to bardzo dobry relaks. Spływ trwa ok. 3 godziny. Kajakarze nie zaznali żadnych  przykrych zdarzeń, w przeciwieństwie do poprzedniego roku. Dopłynęli do portu jachtowego w Darłówku, gdzie w kawiarni przy falochronie  spędzili trochę czasu na kawie i lodach, po czym wrócili na późny obiad. Każdy był bardzo zadowolony.​​

28.  W środę obdył się spływ kajakowy 29. Spływ rzeką Grabowa
30. Ach, jak przyjemenie, kołysać się wśród fal… 31.  …gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal

 

Późnym popołudniem nienasycone dziewczyny wynegocjowały u Kingi jazdę konną celem  oglądania zachodu słońca. Zachód słońca z końskiego grzbietu to magia, robi niesamowite wrażenie. Ale trzeba tu odnotować, że na obozie mieliśmy cały czas piękną pogodę i spektakularne zachody  można było oglądać każdego wieczoru.

32. Wieczorna jazda na zachód słońca 33. Niezwykłe przeżycie

 

W czwartek rano tradycyjnie jeździliśmy konno, ale głównym tematem dnia były występy estradowe,  do tegorocznego hasła obozowego, które brzmiało: „Morze (może) po horyzont”. Hasło to jak i wszystkie inne hasła w poprzednich latach,  wydawało się początkowo mega trudne i nie do ogarnięcia. Jednak zawsze w bólach i cierpieniach rodziły się niezwykłe przedstawienia, tak było i tym razem.
Jak każdego roku wiele osób początkowo czuło bunt i niemoc. Ale też jak co roku wynik ostateczny przeszedł najśmielsze oczekiwania, kreatywność i  talenty buchnęły jak fontanna. Zadziwiła też wielka różnorodność, szerokie horyzonty Starych Koni wydają się nie mieć granic.
Zanim zaczęły się występy na scenie, na sali można było zobaczyć trzy niewiasty, które prezentowały swoje szerokie horyzonty na T-shirtach w które się odziały. Z tyłu miały wydrukowaną fotkę jeźdźców na tle morza, do tego napis „Jeśli zechcesz, twoje horyzonty mogą być zawsze szerokie”. Z przodu każda obwiesiła się zdjęciami swoich szerokich horyzontów, i tak: Iwonka  pokazała siebie na nartach zjazdowych i biegowych, w kraju i nie tylko, także konie, góry i żagle, sporty które namiętnie uprawia. Ewcia pokazała zaliczone szczyty alpejskie, ujeżdżanie wielbłąda na pustyni w Izraelu, skoki za młodu przez wysokie przeszkody, biegówki, a także nagrodę Ko-Nike za wyczyn literacki. Karolina-podróżniczka pokazała siebie na wulkanie Teide na Teneryfie, safari w Afryce, Bajkał na Syberii, kwitnącą wiśnię w Tokio, ale także udział w konkursie barmańskim, gdzie dobrze jej poszło.

34. Dziewczyny prezentują swoje szerokie horyzonty 35. Teatrzyk Ola plus company

 

Występy estradowe zaczął Olo and company, przedstawiając scenkę w trzech odsłonach na podstawie piosenki Andrzeja Koryckiego „o moim morzu”. Artyście  towarzyszył  chórek (Jaga, Ewa, Hania) wyśpiewujący morskie przerywniki pomiędzy poszczególnymi odsłonami. Dekoracją całości był Neptun jak żywy, personalnie Walter. Olo zaczął opowieść jako mały chłopczyk, w czapeczce z daszkiem i ze szpadelkiem w rękach, snując wspomnienia zgrabną rymowanką:  

„Dawno temu w mieście, co z Poręby słynie,
Tato załatwił wczasy całej naszej rodzinie.
No i właśnie tego lata oczka moje młode,
Pierwszy raz zobaczyły tę  ogromną wodę.
Siedzę sobie ze szpadelkiem, babki z piasku kroję,
i tak z ciekawości pytam „Czyje jesteś morze?”

a ono mi odpowiada: (chórek) „twoje Jędruś, po horyzont twoje”.

Następnie chórek pociągnął gromko „Morze, nasze morze…”, a artysta wskoczył za zasłonkę, by  przeistoczyć się w dorosłego faceta. Tenże dorosły facet po chwili kontynuował opowieść:

„Gdy płynęliśmy na Bornholm prawie dziewięć wiało,
Jakieś ptasze pazurkami obiad ze mnie rwało.
Powiedziałem, że się nie dam i dzielnie walczyłem,
Lecz w końcu z sił opadłem, pawia razem z obiadem za burtę  puściłem!
I wkurzony albo gorzej na fordeku stoję,
Czyje jesteś morze – pytam”. 

Chórek: „twoje ofermo, po horyzont twoje”.
I chórek dalej (Olo się przebiera):

„Hej me bałtyckie morze,
Wdzięczny ci jestem bardzo,
Toś ty mnie wychowało,
Szkołeś mi dało twardą.
…………………………………………..
W ciszy czy w czasie burzy
Trzeba przy pracy śpiewać,
Bo kiedy śpiewu nie ma
Neptun się będzie gniewać”.

Za zasłonką Olo powrócił do współczesności, wyłonił się w kowbojskim kapeluszu jako Stary Koń i wyrecytował:

„Ostatnio Stare Konie zabrały mnie na wycieczkę (do Jarosławca),
Bym w gorącym, mokrym piachu ogrzał swą laseczkę.
Stoję w ciszy kontemplując te jesienne zorze.
Pytam – czyjeś ty teraz morze?”

 Chórek: „twoje dziadku, ciągle po horyzont twoje”.
I dalej chórek zaśpiewał piękne, nostalgiczne szanty:
……………………………………………………………………………………..
„Niedaleko mojego domu jest morze wielkie jak świat,
Wielkie głębie nie znane nikomu i ze skarbami wrak.
Niedaleko mojego domu jest port, gdzie żaglowce śpią,
Czekają na Wielką Wodę, zabrać mnie z sobą chcą”.

Olo dopowiedział resztę:
„Niedaleko mojego domu… gdybym tylko chciał, wyjść,
Proszę, nie mówcie nikomu. Nie wyjdę!  wśród Starych Koni najlepiej mi!

36. W zgrabnej rymowance Olo przedstawia swoje związki z morzem 37. Ola nie zmamią dalekie morza i podwodne skarby, chce być ze Starymi Końmi

 

Grupa dostała gromkie brawa, wysoko podnosząc poprzeczkę. Jednak za dużo czasu na wesołość nie było, gdyż po chwili na scenę wjechał rydwan zaprzężony w dwa rącze hippokampy, wioząc dostojnego Neptuna, władcę mórz, z żoną Salacją. Wychodząc naprzeciw marzeniom Starych Koni o dalekich horyzontach, Salacja przybliżyła wizje osiągnięcia tych zamierzeń:

Chcesz horyzont zobaczyć w wodzie,
Neptun z żonką, Salacją, to sprawią.
Bestie morskie rozszarpią trójzębem,
Błyskawice i deszcze sprowadzą,
Hippokampy pomogą w tym dziele
I poniosą po falach bez strachu,
Aż po morski wyłącznie horyzont,
Po zalaniu i ziemi i lasów.

Mamiąc dalekimi, morskimi horyzontami Salacja pokazała też drugie oblicze:

On może po horyzont. daleko to, czy blisko?
Sam tego nie wie nieboże, bo zna tylko to środowisko.
Wiedza ulata z czasem, nowej się nie chce zyskać.
Lecz on może! Po horyzont! pilota TV naciska.

Powiało i grozą i ironią, więc dla zneutralizowania rozchwianych emocji Neptun podał żonie wodze i trójzęba, chwycił za gitarę i zaintonował kolejne szanty, zachęcając salę do włączenia się w wesołe śpiewanie. Wcześniej dostaliśmy słowa piosenki, więc  gromki śpiew rozległ się na widowni, ożywiając atmosferę.

38. Rydwanem zaprzężonym w hippokampy wjechał Neptun z żoną Salacją 39. Neptun rzucił wodze, chwycił za gitarę i popłynęło elektryczne szanty

 

Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek morskich opowieści.
          Hej ha! Kolejkę nalej, hej ha! Kielichy wznieśmy,
          To zrobi doskonale, morskim opowieściom.
Słona woda jest niezdrowa, za to piękna w morskiej bryzie,
A Salacja żądna władzy, słoną wodą słynie.
          Hej ha…
Po horyzont wody spiętrza, a po diabła nam tak dużo,
Neptun stajnie ma w opiece, bo wyścigom służą.
          Hej ha…
Stare Konie morze lubią, Neptun trójząb dla nich ostrzy,
Hippokampy – konie morskie, naszych koni siostry.
          Hej ha…

Kolejni artyści dostali gromkie brawa, nagradzające piękny występ, ale też wspaniałą scenografię, którą aktorzy sami stworzyli. Niewiarygodne, ileż to talentów drzemie w naszych ludziskach. Sala się rozbawiła i rozśpiewała, oczekując w dobrym nastroju następnych pokazów. Hippokampy odwiozły Neptunowe stadło w siną dal,  a na scenie zobaczyliśmy kolejne przedstawienie.
Stateczny profesor w stanie krytycznej apatii, opatulony kocem, siedzi w fotelu ze wzrokiem utkwionym w gazecie, nie przejawiając chęci do żadnej aktywności. Jego troskliwa asystentka  dokłada wszelkich starań by atrakcyjnymi propozycjami przerwać tą wegetację.

A. Panie profesorze, może napije się pan kawy?
P: mooooże….
A: a może zje pan coś dobrego – golonkę z chrzanem i kapustą?
P: mooooże….
A: a może pójdziemy na spacer z kijkami?
P:  mooooże….
A: a może obejrzymy film dla dorosłych?
P: mooooże….
A: a może pojedziemy na spęd Starych Koni do Jarosławca nad       morze?
     Profesor zrywa się z fotela, energicznie odrzuca koc i woła:
P: Tak! Tak! Jedziemy nad morze! Nad morze!
     Morze nasze morze. Aż po horyzont! I Stajnia Horyzont! 

Scenka oprócz samego sedna pokazała wielką siłę słowa moż(rz)e wynikającą z potrójnego jego znaczenia. Pierwsze znaczenie słowa może to propozycja – może to zrobimy, może tamto – kuszące pomysły, jako przeciwwaga apatii i braku aktywności. Drugie znaczenie: słowo  może (moooże) to forma migania się człowieka zniechęconego i apatycznego od podsuwanych propozycji. Trzecie znaczenie to bodziec porywający do porzucenia apatii – morze, tak, tam chcę jechać, tam gdzie będą Stare Konie i morze aż po horyzont w stajni Horyzont. 

40. Asystentka apatycznego profesora walczy z tą apatią 41. Pojechali nad morze, do Starych Koni


Takie widzenie hasła obozowego wszystkim się spodobało i na pewno dało do myślenia. Była burza oklasków, ale już po chwili weszły na scenę kolejne dwie artystki, by w podobnym klimacie przedstawić swoją scenkę, bardzo ambitną. Maja i Hanka zagrały scenkę na podobieństwo cyklicznej audycji Radia Wrocław 102,3 FM z cyklu „Na końcu języka”. Hania odegrała swoją zwykłą rolę eksperta-językoznawcy, natomiast Majka wcieliła się w redaktora prowadzącego. Tematem przedstawienia był związek i znaczenie trzech wyrazów: może, morze i horyzont.
Na początku wyjaśniona została etymologia słów może i morze. Chociaż dziś brzmią tak samo, kiedyś było inaczej, bo ż i rz wymawiało się różnie. Oba wyrazy mają bardzo stary rodowód i pochodzą z języka praindoeuropejskiego, który poprzez prasłowiański dotarł do polskiego. Rekonstrukcja językoznawców: może od mogti, a morze od moŕe.
Trzecie słowo, horyzont, pochodzi z greki i poprzez łacinę pojawiło się w polskich tekstach w XVI wieku, a jego definicja zasadniczo nie zmieniła się od starożytności. Oznacza okrąg powstały w wyniku przecięcia sfery niebieskiej na dwie części: widoczną dla obserwatora i zasłoniętą przez Ziemię. Horyzont zwany był też widnokresem, ziemiokresem i widnokręgiem. Pierwsze dwa słowa wyszły już z użycia, a współcześnie posługujemy się horyzontem (1339 użyć w Narodowym Korpusie Języka Polskiego) lub – rzadziej – widnokręgiem (170 użyć). Horyzont ma też inne znaczenia, w tym zakres wiedzy i zainteresowań.
Po tej dogłębnej analizie językowej nastąpiła konkluzja: może być morze po horyzont. Dwie uczone białogłowy dostały zasłużone brawa, wiedzy nigdy dość. A teatr trwał dalej. 

42. Audycja radiowa – etymologia  słów morze, może, horyzont 43. Horyzont


Już do tej pory różnorodność tematyczna była wielka, a jeszcze nie byliśmy nawet na półmetku. Ciekawe co  jeszcze tli się w głowach Starych Koni, co jeszcze można powiedzieć o morzu i horyzoncie.
Na środek wyszedł Kach i na początek zachłysnął się pięknem morza po horyzont w Jarosławcu, gdy ognista kula słońca jest jak nabiegła krwią źrenica między daleką linią wody i na wpół zaciśniętymi powiekami chmur. Akordu pełnego harmonii winno dopełniać osiem nut duszy, takich jak: czystość, cierpliwość, zacność myśli, wysiłek, zadowolenie, wolność od chciwości, wolność od zawiści, nieustanne współczucie dla istot żywych! Ale czy tak jest, czy świat tak wygląda? Artysta zadał pytanie: czy kraj złożony w znacznej większości z ludzi którzy każdego dnia dostrajają swe życie do brzmienia tego akordu może się stoczyć w PIS-zatracenie.
Otóż nie. 

44.  Kach czyta swoją poezję, polityczną oczywiście 45. Słońce jak źrenica oka między powiekami wody i chmur

 

Gdy przez chmury zły deszczyk przeciekł,
I paskudny wiaterek zawiał,
Na pobliskim uniwersytecie
Powołano wydział bezprawia.
Planowano katedrę chamstwa,
Samodzielny zakład cynizmu,
Kursy plucia, teorię kłamstwa,
I myślenia bez sylogizmu.
Jak na białe mówi się czarne,
Wkuwać miały chłopięta pilne,
W planie było bezprawie karne,
Jakoż i bezprawie cywilne.
I tu pierwsza migocze puenta,
Na skromnego wierszyka progu,
Jeden zgłosił się na studenta,
Reszta na pedagogów.

No cóż, tego byśmy nie chcieli, to jest istnienia takich uniwersytetów. Pozostając z  nadzieją na normalność oklaskami nagrodziliśmy artystę.  Po Kachu przyszła kolej na Jarkę, która podobnie jak jej przedmówca i jak spora część aktorów w Jarosławieckim teatrze, przedstawiła poezję własnej produkcji, także z ważnym przesłaniem.

„Morze po horyzont” to nasze hasło klubowe,
Może (?) aż po horyzont – zostanie nam to w głowie.
A może także w pamięci, może nam życie zmieni?
Iść śmiało po horyzont, nie tkwić na znanej przestrzeni?
Niezgoda na stagnację – to droga do życia otwarta.
I chociaż dla każdego inne to ma znaczenie,
Każdy chce widzieć horyzont jako swój cel i przeznaczenie.
A na zakończenie trochę sztampowo mi wychodzi:
My młodzi, choć może już nie tak młodzi,
Ale w tym marszu „po horyzont” nic nam nie przeszkodzi.

46. Jarka przekonuje, że wiek nie przeszkadza szerokim horyzontom 47. Zbyszek opowiada o śmieciach w oceanach po horyzont

 

Brawo Jarka, tak właśnie będzie, nic nam nie przeszkodzi dobrze się bawić i zrealizować jeszcze niejeden szalony pomysł, aż po horyzont istnienia…..
Niestety ten entuzjazm i optymizm mocno zważył Zbyszek, który po Jarce zrobił  wykład, dający przysłowiowym obuchem w łeb. Tematem jego wystąpienia było: „Morze po horyzont… śmieci”, jedna wielka apokalipsa. Słyszymy na ogół różne szczątkowe informacje na ten temat, ale zebranie wszystkiego w jedną syntetyczną całość daje efekt piorunujący. Usłyszeliśmy, że Wielka Pacyficzna Plama Śmieci między Hawajami a wybrzeżem Kalifornii ma powierzchnię pięciokrotnie większą od Polski i osiąga masę ponad 80 ton. Plama ta rozrosła się przede wszystkim w ostatnich 20 latach, ale niektóre elementy mają rodowód o wiele starszy. Plama śmieci  rośnie z każdym dniem, dryfując wraz z prądami morskimi, zmieniając swój skład i masę i łącząc się z innymi, mniejszymi plamami śmieci, których  jest w morzach i oceanach dużo więcej. Uczeni szacują że 20% śmieci w oceanach to skutek działania rybołówstwa przemysłowego, a 80% to śmieci przemysłowe napływające do mórz z lądu (w tym nie tylko plastik). Aż dwie trzecie wyłowionych przedmiotów pochodziło z fabryk w Chinach i Japonii, co potwierdza tezę, że azjatyckie giganty są głównymi sprawcami zamieniania mórz i oceanów w składowiska odpadów. Ale ludzie niszczą oceaniczne ekosystemy na różne sposoby. Problemem jest też postępujące zakwaszanie wód (wynik coraz większej emisji dwutlenku węgla), a także ogromne ilości pestycydów spuszczane do  rzek przez działające na ogromną skalę rolnictwo przemysłowe, wreszcie duży ruch oceaniczny, to jest statki produkujące nie tylko spliny i śmieci, ale także ogromny hałas. Wszystko to razem sprawia, że  co roku ginie 100 tys. zwierząt związanych ze środowiskiem morskim. Pomysłów na zatrzymanie tego trendu jest wiele, w życie wchodzą nowe technologie, nad którymi pracują naukowcy z całego świata. Ale to ciągle kropla w morzu potrzeb.
Ufff… i cóż tu można powiedzieć. Powiało grozą, ale nie pozostaje nam nic innego jak zdyscyplinować się na własnym, małym podwórku. Mniej dóbr nabywać, wyeliminować tak zwane reklamówki, ograniczyć chemię domową, nie marnować żywności … i wierzyć że tęgie głowy coś wymyślą.
Nie łatwo było powrócić do rzeczywistości, ale nie można się też było smęcić bez końca. Na scenę wkroczyła Marysia i zaczęła przekonywać, że życie jest piękne, po horyzont, po kres. Ale  zaznaczyła jednocześnie, że życiu trzeba się trochę przypodobać, trochę przypochlebić, trochę nadskakiwać, nie rozgniewać, nie rozdeptać.  Wtedy hojność zapewniona. Artystka aż wzięła lornetkę, aby się przekonać czy po horyzont jest tak wspaniale.

48. Życie jest piękne po horyzont – tak twierdzi Marysia 49. Mania przedstawia  wiersz W.Szymborskiej

 

Jesteś piękne – mówię życiu,
Bujniej już nie można było.
Bardziej żabio i słowiczo
Bardziej mrówczo i nasiennie.
Staram mu się przypodobać,
Przypochlebić, patrzeć w oczy.
Zawsze pierwsza mu się kłaniam
Z pokornym wyrazem twarzy,
Nie znajduję – mówię życiu –
Z czym mogłabym Cię porównać.
Nikt nie zrobił drugiej szyszki
Ani lepszej ani gorszej.
Chwalę hojność, pomysłowość,
Zamaszystość i dokładność.
I co jeszcze – i co więcej?
Czarodziejstwo, czarnoksięstwo.
Byle tylko nie urazić,
Nie rozgniewać, nie rozdeptać.
Od dobrych stu tysiącleci
Nadskakuję uśmiechnięta.
Szarpię życie za brzeg listka:
Przystanęło, dosłyszało?
Czy na chwilę, choć raz jeden,
Cokąd idzie, zapomniało?

Nie Marysia jest autorką tej poezji, to Wisława Szymborska. Ale Mania tak wspaniale odegrała   przesłanie noblistki na scenie, że aplauz był wielki.
Po Manii na scenie powiało, zaszumiało i w niebieskich łuskach pojawiła się delikatna, efemeryczna syrena. Podobno przed wyjazdem nad morze miała problem jak wszystkie baby:  „Jadę nad morze, Boże  co ja na siebie włożę!!!??? M o ż e ktoś mi pomoże????”
Ale kostium który syrenka ostatecznie wybrała na tą eskapadę był absolutnie odlotowy.
A nad morzem wszystko się może zdarzyć. Parafrazując piosenkę Alicji Majewskiej syrenka wyśpiewała: „Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców którzy mnie nie mieli, a chcieli…”. Po czym dopowiedziała: „ale wasza strata chłopaki, teraz załapałam się na  Neptuna, władcę mórz. Że ma tylko trzy zęby? No cóż, starość nie radość, ale idę w to… Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Odpływam po horyzont, do mojego króla”.  W aktorskich wyczynach Dorotka – bo ona była syreną –  nie pozostała w tyle za Manią, występ także okraszono dużym aplauzem.

 

50.  Na scenę wpłynęła niebieskołuska syrena 51. Syrenka chwali się że poderwała Neptuna

 

Po syrence na scenę wkroczyli nasi goście z Australii i również dali czadu. Eta na okoliczność występów estradowych ułożyła tekst piosenki, do muzyki Katarzyny Gaertner, a wykonała przy gitarze nieocenionego wuja.

Trzeba mi wielkiej wody, tej dobrej jak i złej,
Na wszystkie moje przygody i klęski drogi mej.
Trzeba mi fal szumiących, na piasku morza brzeg,
I  białych mew lecących po horyzontu kres.
         Stada koni pędzących, towarzyszy w dał mknących
         Po horyzont zielony, w niebo wnet przemieniony.
         Śpiewów przy ognisku, w bratnim kręgu uścisku,
         Barwy jesiennych lasów i bardzo dużo czas
I może kiedyś się znowu spotkamy
Na drogach wiodących donikąd,
Gdzie tylko kwiatów woń, gdzie kwiatów woń,
Gdzie dzikich koni pędzące tabuny
Unoszą kurzu baśniowe chmury,
Gdzie horyzontu kres, kres otwiera się.

Paul nie mniej zaszpanował, gdyż choć jego piosenka była krótka, wykonał ją zdecydowaną polszczyzną, z którą trochę powalczył:

Jak Pomorze nie pomoże,
To pomoże może morze,
A  jak morze nie pomoże
To pomoże może horse from stable ‘Horizon’!

52. Eta śpiewa piosenkę swojego autorstwa 53. Paul powalczył z językiem polskim, dobrze mu poszło

 

Artyści się bardzo podobali, brawa były rzęsiste. Nadmienić trzeba, że Eta miała jeszcze drugą piosenkę, ale ramy kroniki są ograniczone. Tak czy owak niesamowite, że tylu artystów prezentowało własną twórczość, Stare Konie pokazały niezwykłe talenty.
Ale to ciągle nie był koniec. Oto na scenie zobaczyliśmy Macieja, z pluszowym zającem w ręce, który po prostu wyrecytował:

„Było morze, w morzu kołek,
A na kołku siedział zając, i nogami przebierając śpiewał tak…
Było morze w morzu kołek,
A na kołku siedział zając i   nogami przebierając śpiewał tak… „

I tak po horyzont. W morskich klimatach każdemu coś w duszy gra, Maciejowi grało właśnie tak. Oklaski były gromkie, a jakże. 

54. Było morze, w morzu kołek…. 55. Jurek opowiada  jak jego życiowe horyzonty zdominował AKJ i konie


Teraz kolej przyszła na Kupcia. Kupcio także zaprezentował własną twórczość, nie pozostał w tyle. W zgrabnej rymowance przedstawił swoje życie, całkowicie zdominowane   końmi, z którymi zetknął się niejako przypadkiem w studenckim czasie. Każdy z nas podążył w życiu drogą taką lub inną, na wybór tej drogi zazwyczaj wpływ miało jakieś zdarzenie lub jakieś okoliczności. Jurkowi konie otworzyły szerokie horyzonty i został im wierny po zawsze, ale pociągnął go w tym kierunku kolega całkiem niechcący.

Raz pod mym domem ryknął przyjaciel jak trąba,
Jedziemy poszerzać horyzonty do Książna,
Wszak cała konna elita tam podąża.
Z szarego socrealu dnia codziennego
Nagła zmiana na coś innego.
Bryczesy, toczki, oficerki i siodła,
Ta aura młodego studenta uwiodła.
……………………………………………………………..
Dalej Jurcyś ciągnie rymowaną opowieść jak po powrocie z Książna życie akajotowiczów kwitło w stajni na Osobowicach, a także jak sprzedawali konie na poważnych aukcjach w Książnie, za poważne dolce.

Z Osobowic stajni – wyobrażasz sobie,
Do Książna na aukcję, do dziś sucho mi w dziobie.
Dzięki temu Szron czy piękna Blekrosa
Nie poszły na mięso ani też do woza.

Kolejne zwrotki rymowanki to opowieść jak słynny major Zieliński ćwiczył towarzystwo na ujeżdżalni i jak jego nauki skutkowały w siodle, ale też w damsko-męskich relacjach. Wierszyk jest dość sprośny i nie będzie zacytowany, można jedynie powtórzyć, że szerokie horyzonty naszego kolegi mocno się w tamtych czasach ugruntowały, w różnych kierunkach. Aplauz był, a jakże.
Po długiej rymowance na scenie pojawiła się Zgaga i swoje przemyślenia na temat morza po horyzont przedstawiła w bardzo krótkim wystąpieniu. Brzmiało to następująco:
Może morze może sięgać aż po horyzont, a może morze sięgać za horyzont (albo nie może tam sięgać). Kto to wie czy może. Ja jednak nie będę sprawdzać, wolę zostać tutaj, z Wami. Będę sobie siedzieć i patrzyć w dal na to morze i na ten horyzont.
Przemyślenia są dość zagmatwane, więc cztery asystentki pownosiły kartoniki z kawałkami tego  zdania, aby w sposób obrazowy pokazać co autor miał na myśli. Czy ten myk rozsupłał językową zagwozdkę trudno powiedzieć, ale siedzieć sobie i patrzyć na morską dal jest dobrym, relaksującym pomysłem… więc relaksujmy się w miarę możności.

56. Zagmatwane przemyślenia Zgagi na temat morza po horyzont 57. Filozoficzny wywód  Józka


Występy zakończył Józek. Zanim wszedł na scenę rozdał publiczności tajemnicze, zaklejone koperty, po czym wygłosił wykład pt: „Próba zagnieżdżenia pierwiastka metafizycznego w światowym dziele STARE KONIE w toku procesu MożeSZszszsz po Horyzont”. Prelegent skonstatował, iż w poprzednich wystąpieniach w wystarczający i wszechstronny sposób zdefiniowano pojęcie HORYZONT i wykazano bez cienia wątpliwości: Stary Koniu – możesz! To znacznie uprościło zadanie prelegenta. Zaczął, jak zauważył, niekonwencjonalnie – słowami: Już starożytnym … i ciągnął
„Już starożytnym wydawało się, iż wiedzą kto to są Stare Konie. Otóż prawda jest inna! Ich gniazdo sprzed około 60 laty, to pewien „starosłowiański gród” gdzie przez wieki pisano gotykiem, który przeszedł płynnie w szwabachę, choć był moment iż myślano o cyrylicy – aż stanęło na literkach łacińskich. No i poniosło DZIEŁO… Literatura i artefakty dowodzą o STAROKOŃSTWIE, wyobraźcie sobie Państwo,….w Australii !!! Skąd ten fenomen? Otóż, jak wykazano już we wcześniejszych wystąpieniach, osobniki tworzące owo DZIEŁO cechuje: racjonalny, naukowy OPTYMIZM oparty o pragmatyczną, permanentną FANTAZJĘ!!
Przypominając, iż przytoczone ustalenia obejmują w konkluzji tezę: „Stary Koniu Możeszsz i to po Horyzont” pozostaje jeden oczywisty krok do konstatacji: to JEDYNE TAKIE DZIEŁO w historii.!!!
Sz.P. – uważni obserwatorzy sygnalizują jednak pewne chmury na odległym jeszcze Horyzoncie!  Ich analiza doprowadza do kolejnej ważnej acz nieprawdopodobnej wręcz konstatacji, niestety popartej prawami KOSMOLOGII: energia niektórych Osobników zdaje się osłabiać!, wyczerpywać! I tu czas zaprząc do zgodnego działania leżące odłogiem metafizykę w parze z mistyką. Czas na działania tu i teraz. W kapeluszu naszego Pasterza są do wylosowania na paskach zadania dla każdego Starego Konia: wybierz wskazanie dla siebie, połącz z imienną kartą tego wieczoru – i działaj!”

Każdy po wylosowaniu swojego zadania i naklejenia go na otrzymany wcześniej w kopercie obrazek, zaprezentował całość wśród komentarzy, śmiechu i refleksji.
A oto przykładowe sentencje, wylosowane i naklejone na obrazki pod zdaniem:  „MOŻEsz aż po horyzont, więc TY:”

Czujesz brak perspektyw, oddechu, horyzontu? Gdzieś w stajni czeka na osiodłanie koń.
Siadasz, wyciszasz się, wchodzisz w głąb siebie. Możesz też zaprosić przyjaciół.
Zaplanuj bezkarnie ulec choć jednej swojej słabości – na początek.
Dostałeś talenty abyś mógł unieść nadchodzącą jesień.
Strzeż się konia z poczuciem humoru – nie te latka.

Był to bardzo dobry wykład na zakończenie estradowego wieczoru. Wśród zabawy, humoru, poezji – przyszedł moment na refleksję i zadumę. A że stanowimy jedyne takie dzieło w historii to fakt. Cieszmy się tym, idzie jesień….
Po tak bogatym wieczorze trzeba się było napić, ale nie z gwinta, na twardym krzesełku czy w siodle. Nieodzowny był ekskluzyw, więc przywdziewając kapelusze z dużym rondem i wstążką (panie), wybraliśmy się w piątek do winnicy w Darłowie. Winnica w Darłowie ma zaledwie, lub aż – 10 lat, i jest najbardziej wysuniętą na północ winnicą w Polsce. Prowadzi ją małżeństwo pasjonatów, którzy na dwóch hektarach uprawiają winorośl ze szczepów Solaris, Muscaris i Cabernet Cortis. Szef obiektu pokazał nam swoje uprawy, ale także winiarnię gdzie wino się produkuje i rozlewa. Na zakończenie zaprosił na degustację, gdzie mogliśmy się przekonać, że produkowane w Darłowie wino jest doskonałe. Każdy zakupił buteleczkę lub dwie. Wycieczka wszystkim się podobała.

58. Wizyta w winiarni w Darłowie 59. Oglądamy plantację w winiarni
60. Oglądamy proces tworzenia wina 61. Degustacja wina i oliwy


W końcu przyszła ostatnia sobota. Poza jazdą konną żadnego programu nie było, ale jazdy mieliśmy wspaniałe, ugalopowaliśmy się do woli. Były sesje foto, bo jak wiadomo zdjęć nigdy dość. Bryczka dla chętnych cały czas była dostępna, to również wielka przyjemność. Były też niekończące się spacery po plaży, tej przyjemności także długo nie zaznamy. 

62. Czy to film…. 62. To również artystyczne  ujęcie
63. Ostatnie galopy 64.  Morze po horyzont, radość po horyzont


W stajni podziękowaliśmy Kindze za niezapomniane przeżycia w siodle, oraz za elastyczność którą wykazywała, gdyż co tu dużo mówić – w tak dużej gromadzie, wśród młodzieży trochę starszej, zdarza się czasem zamieszanie czy niesubordynacja. Kinga w tym roku nie jeździła z nami (poza jazdą sobotnią i jedną wieczorną), ale zdalnie pilnowała porządku i przede wszystkim rozdziału koni.  A koniki ma wspaniałe: w dobrej kondycji, grzeczne, chętne – tylko jeździć. Chętnie się z nimi jeszcze spotkamy. Miło też wspominać będziemy Alę, która prowadziła z nami jazdy i robiła to dobrze, oraz bardzo pomocnego i niezawodnego Adriana. Podziękowaliśmy też mamie Kingi, czyli szefowej hotelu. Pani Danusia wykazywała elastyczność na ile mogła, przed nami miała dużą grupę i była bardzo zmęczona. Ale zupki robiła doskonałe.
W sobotę wieczorem spotkaliśmy się na ostatnim ognisku,  wypiliśmy trochę wina, trochę pośpiewaliśmy – ale każdy czuł na plecach powiew długiej podróży. Podziękowanie dostała Iwonka za sprawną organizację spotkania, a przede wszystkim za ciekawy i urozmaicony program. Dobrze się bawiliśmy każdego dnia. Rajdobóz jarosławiecki dobiegł końca. Baj baj morze po horyzont….

65. Ostatni grill 66. Ostatnie śpiewanie
67. Podziękowania dla organizatorki rajdobozu 68. Baj, baj morze po horyzont

 

Kliknij na zdjęcie aby go powiększyć

Tekst: Formisia
Zdjęcia:  Formisia, Karolina, Zbyszek i inni