XXIX Spęd Starych Koni, 2019

 

Tegoroczny XXIX Spęd odbył się w Trzcinowym Zakątku. Byliśmy tam po raz drugi zauroczeni tym miejscem. Ubiegłoroczny Spęd Starych Koni zorganizowaliśmy tamże; a ponadto wielu z nas upodobało sobie to miejsce i od czasu do czasu tam przyjeżdżało. Tym razem jednak było specjalnie, bowiem pogoda nam dopisała, było ciepło choć nie upalnie, drzewa, krzewy i wszelka roślinność była w pełnym rozkwicie, a bocian pilnował ze swojego gniada, na przeciwko naszych okien, by wszystko szło właściwym trybem. Niestety był to pierwszy spęd bez Henia, którego wielokrotnie tu wspominaliśmy.

 

   

1.  Trzcinowy zakątek w wiosennej krasie

2. Bociek pilnuje porządku

 

W piątek towarzystwo zaczęło się zjeżdżać już od wczesnego przedpołudnia  bo na godzinę szesnastą była wyznaczona pierwsza jazda konna. Trzeba przyznać, ze Trzcinowy Zakątek jest istnym rajem dla amatorów jeździectwa. Konie są przyjazne, dobrze ułożone. Gospodarz prowadzi jazdy w pięknym terenie, wśród lasów i jezior, a czas trwania jazdy zależy w gruncie rzeczy od ochoty dosiadających konie (opłata jest za jazdę nie za określony czas).

Tereny tutejsze są niektórym znajome. Wszak prowadziły tędy szlaki naszych AKJtowskich rajdów konnych jak również wyprawy „Lando color” z roku 1972. Miejscowości, przez które przejeżdżaliśmy (Brenno, Górsko, Kaszczor,   Wieleń, Olejnica, gdzie nasz przyjaciel ś. p. Jurek Hempel prowadził obozy jeździeckie dla AWF-u), nie przypominają tych z przed lat, nie mniej ich nazwy przywołują wspomnienia z okresu naszej młodości. Brzegi jezior Dominickiego, Białego, Wieleńskiego które były kiedyś miejscami naszych biwaków na rajdach, dziś są dość dokładnie obstawione domkami kempingowymi lub zgoła „wypasionymi” daczami. Taka kolej rzeczy. Nie mniej miło nam było tu znów zawitać.

Program spędu  był podobny do poprzedniego, choć wiele się od tego czasu zmieniło. Nie było już z nami Henia. Rozpoczęcie spędu tradycyjnym kieliszkiem „geringerówki”  (jeszcze Jego produkcji)  zainaugurowała więc Maria. Była to uroczystość bardzo nostalgiczna. Po tym wstępie Kapituła Starokońska wybrała nowego Szeryfa. Jednomyślnie godność tę powierzono Marii, która, jak uznano, najlepiej się do  tego nadaje, bo przesiąkła geringerowską tradycją, jest młoda i energiczna. Dorocie zaś nadano tytuł  „Dobra narodowego”

   

3. Tradycyjny kieliszek geringerówki na początek  i chwila zadumy

4. Mianowanie Marysi na Szeryfa

 

Po tej uroczystości zasiedliśmy przy  ognisku do konsumpcji miejscowych przysmaków, a jak to w Wielkopolsce, było czym się raczyć. Słodkości zaś zafundowała nam Dorota. Tego wieczora śpiewów nie było. Jakoś nie mieliśmy do tego weny, mimo, że śpiewniki zostały dostarczone w koniecznej ilości. Jeden tylko incydent sprawił, że humory się nieco  zważyły. Wuja Tom zasłabł i konieczna była zewnętrzna pomoc lekarska. Wszystko skończyło się szczęśliwie Długie rozmowy ciągnęły się niemal do świtania.  

 

   

5. Czyż tu nie jest pięknie?

6. A jakie smakołyki dla nasz szykują!

 

W sobotę czekał nas bardzo bogaty program. Zaraz po śniadaniu towarzystwo wyruszyło na spływ kajakowy. Kajaki miały duże powodzenie, bo pogoda była piękna, a jezior tu pod dostatkiem. Niektórzy nawet niedostatecznie namaścili swoje ciała, co poskutkowało później zbytnią opalenizna, koloru niekoniecznie brązowego.

 

   

7. konie czekają pod wiatą

8. Wyjazd na kolejna jazdę

   

9. Na kajakach

10. Ostatnie wiatraki nad jeziorem Breneńskim w Wielkopolsce 

 

Gdy kajakarze powrócili ze spływu zaserwowano nam świetną zupkę, którą spałaszowaliśmy z apetytem. Następnie konni z miejsca  dosiedli rumaków i pognali w teren, nieliczni zaś spieszeni podążyli na spacery po okolicy w pola i lasy. W tym roku żyto pięknie wyrosło, gdzieniegdzie sięgając dwóch metrów wysokości. Kto zaś jeszcze nie widział ptaszków pana Murka i jego ilustracji rzeźbiarskich do Pana Tadeusza, podążył do pobliskiego Górska. Niestety nic tam się nie zmieniło od naszej ostatniej bytności, gdyż pan Murek musiał  się zająć produkcją rzeźbionych mebli, bowiem  z samej galerii nie dało się wyżyć. Stąd całkowicie zaniechał swojej pasji – a szkoda wielka. Widać nie miał dostatecznej siły przebicia by uzyskać jakieś państwowe dotacje przyznawane twórcom.

 

11. Galeria pana Murka w Górsku

 

Po wieczornej kolacji i małym odpoczynku, jeszcze jedna niewielka grupa uznała, że dopóki jasno należy skorzystać. Dosiadła rumaków i pognała w dal. Wieczór przy zimnym bufecie mieliśmy spędzić pod dachem. Wszakże pogoda była tak piękna, że postanowiliśmy się przesiąść do ogniska i tam kontynuować wieczór na rozmowach, wspominkach i opowiadaniach. Trzeba też było omówić sprawy rajdu i rajdobozu w Salinie. O godzinie 23. Szeryf zakomunikowała, że jest już północ, więc pora wypić  zdrowie konia. Czemu wszyscy ochoczo przyklasnęli. Po hucznym toaście towarzystwo zaczęło się powoli rozchodzić.  Nazajutrz niektórych czekała daleka droga. Wszyscy też pamiętali, że trzeba zdążyć na głosowanie.

 W niedzielę po śniadaniu Warszawiacy i Ślązacy wyruszyli w drogę, pozostali zaliczyli jeszcze przed wyjazdem piękna jazdę w terenie. Żal było żegnać się z tak pięknym miejscem i miłym towarzystwem. Ten spęd pokazał jak bardzo jesteśmy ze sobą zżyci i jak nam potrzeba tego rodzaju kontaktów.       

 

  Tekst i opracowanie: Olo
  Zdjęcia: Zbyszek i  Hania Olowa
  Na stronę wstawił: Olo