___________________________________________________________________________
Sprawozdanie z przygód Starych Koni
z II Rejsorajdu do Czarnogóry opisane
/16-25.09.2016/
.
Trasa rejsu żaglowcami :Dubrownik ,Cavtat /Chorwacja/-Zelenika ,Tivat /zatoka kotorska w Czarnogórze/.
Trasa lądem :Tivat – Tara Rafting, Scepan Polje, Kotor, Park Narodowy Durmitor/Czarnogóra/.
Mapka trasa rejsu części morskiej – Dubrownik -Cavtat – Zelenika – Tivat – Kotor
W podróż do Chorwacji wyruszyliśmy 16.09.rano , wynajętym 8 osobowym busem w którym poza pasażerami znajdował się prowiant na cały rejs . Poza busem część załóg pojechała własnymi samochodami a para gości z Hiszpanii przyleciała samolotem.
Droga z Gdańska do Dubrownika z którego ruszał bus z częścią załóg wynosi 1900 km więc zmuszeni byliśmy podzielić ją na dwie części przewidując nocleg w przytulnym hoteliku w Mariborze w Słowenii.
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem następnego dnia i po minięciu granicy słoweńsko- chorwackiej wjechaliśmy na nową 400 kilometrową autostradę /dosłownie/ ”wyrąbaną” wśród skalistych gór ciągnących się wzdłuż całego wybrzeża Chorwacji , podziwiając malownicze widoki . Autostrada na odcinku chorwackim prowadzi przez 31 tuneli /policzyłem/w tym najdłuższy SVETI ROK /5 .9 km/. Podziwam Chorwatów za to arcydzieło.
Ostatnie 100 km do Dubrownika od granicy z Bośnią i Hecegowiną /w miejscowości NEUM/ droga prowadzi starą Jadrańską Magistralą oferując wspaniałe widoki na Adriatyk kompensujące z nadwyżką niedoskonałości ostatniego odcinka starej już i wąskiej drogi.
Po przybyciu do Dubrownika o 13.00 przystąpiliśmy do czynności związanych z przejęciem dwóch jachtów które zastąpić nam miały od tej chwili rącze rumaki .
Po pokonaniu różnych czasem skomplikowanych trudności a nawet niemożliwości jakie zawsze się zdarzają załogi przeniosły prowiant i bagaże na jachty przystępując do przygotowania uroczystej wspólnej powitalnej kolacji. Kolacja której głównym aranżerem był niezastąpiony Sławek była jak zawsze wyjątkowa .Po zakończeniu części konsumpcyjnej przystąpiliśmy do śpiewów przy akompaniamencie gitary sprawnie obsługiwanej przez Wojtka Kolańczyka przy spożyciu przez uczestników umiarkowanej ilości wina. Śpiewy były gromkie a co najważniejsze nie sprowadzały się do głosnego śpiewania jedynie pierwszej zwrotki a to dzięki zapobiegliwości Wojtka który poza grą na gitarze i organkach zaopatrzył nas w parę egzemplarzy śpiewników . Odnoszę nawet wrażenie że wzbudziliśmy śpiewem zazdrość i podziw sąsiednich jachtów.
Parę słów o jachtach :
-
Jacht o imieniu ERO z francuskiej stoczni DUFOUR / model 500 wersja 12 osobowa 5m szerokości, 16 m długości, 75 m2 żagla podstawowego, silnik Volvo 75 KM/.
-
Jacht/ Heniutków/ o imieniu ALCESTIS z francuskiej stoczni DUFOUR /model 382 wersja 8 osobowa /3,8 m szerokości, 11 m długości, 67 m2 żagla podstawowego, silnik Volvo 30 KM /.
Obydwa jachty to jachty roku 2014 we Francji ogłoszone w magazynie Jachting World, ………niestety jachty średnio sprawdziły się w praktyce.
ERO
ALCESTIS
Niedziela 18.09. Start w morze. Rankiem opuszczamy uroczą marinę w Dubrowniku i wyruszamy w morze mijając charakterystyczny most w Dubrowniku. Po minięciu mostu skręcamy na południe przepływając lewą burtą wzdłuż murów Starego Dubrownika, dalej kierując się do chorwackiego portu CAVTAT w którym mamy dokonać odprawy celno – paszportowej aby móc przekroczyć granicę Chorwacko – Czarnogórską . Odprawa przebiegała w sposób dziwnie skomplikowany . Urzędnicy nakazali nam przestawić jacht z cumowania longside czyli burtą do nabrzeża na cumowanie z kotwicą z dziobu i rufą do nabrzeża . Ponieważ wiał dość mocny wiatr cumowanie to mogło spowodować w małym porcie pełnym jachtów zamieszanie i trudne do przewidzenia problemy, więc zwróciłem się do urzędnika z wyjaśnieniem ze 16 metrowy paro tonowy jacht to nie kajak . To chyba wkurzyło jego urzędniczą duszę gdyż odpowiedział mi, a co mnie to obchodzi. Odpowiedź była dla mnie dlatego dziwna bo drugi nasz jacht Alcestis odprawili wcześniej przycumowany longside . Nie było więc wyjścia gdyż szybko zrozumieliśmy ze dyskusja nic nie da i wykonaliśmy co chciał, po czym kapitan oddalił się do biura odpraw przez godzinę wypełniając milion papierków. Odprawa chorwacka więc zakończyła się sukcesem i mogliśmy odcumować i ruszyć do Czarnogóry – cel, port graniczny odpraw w Czarnogórze Zelenika, nieopodal starego miasteczka Herceg Novi.
Pragnę nadmienić że Czarnogóra nie należy do UE ani do strefy Schengen , jednakże można na miesiąc przekroczyć jej granice posiadając dowód osobisty państwa należącego do UE ale po zachowaniu ścisłych procedur odpraw celnych w tym miejsc tych odpraw co opanowaliśmy teoretycznie, a teraz próbując usilnie zdać egzamin praktyczny.
Wypływamy z Dubownika na pełne morze
Droga morska do Zeleniki nie dla wszystkich była łatwa gdyż średnio wiało powodując zafalowanie na otwartym morzu i pojawiły się pierwsze problemy choroby morskiej które dotknęły niektórych w różnym stopniu uprzykrzając życie i psując wspaniałe widoki górzystych wybrzeży wzdłuż których płynęliśmy. Im bardziej na południe tym góry były wyższe, osiągając w zatoce kotorskiej powyżej 1700 m.
Wieczorem nie bez trudności z racji zapadającego zmroku i przybrzeżnych płycizn znaleźliśmy nigdzie nie oznakowaną strefę odpraw celnych /ogrodzoną rdzewiejącym płotem/ w Zelenice. W związku z trudnościami ze znalezieniem właściwego urzędnika przystąpiliśmy do spożycia obiadokolacji postanawiając przeczekać w porcie do ranka.
Poniedziałek 19.09.2016 w drodze do zatoki Kotorskiej
Zatoka kotorska
Gdy nastał słoneczny poranek żaden z urzędników nie pojawił się do odprawy, więc po śniadaniu kapitanowie udali się na ich poszukiwanie. Trwało to chyba ponad 2 godziny i myśleliśmy przez chwilę że może co się stało . Ale nagle pojawili się z minami wskazującymi na sukces i poinformowali że trwało to tak długo gdyż tym razem wypełniali 2 miliony papierków.
Z czasem zrozumieliśmy o co chodzi w tym wszystkim a zawiera się to w uroczo prostym stwierdzeniu, jak nam wyjaśnił pewien niezwykle miły taksówkarz z Kotoru o imieniu NOVAK „to są po prostu Bałkany”.
Uszczęśliwieni sukcesem odprawy oddaliśmy cumy na pokład i wyruszyliśmy na podbój malowniczej Boki, czyli zatoki Kotorskiej, cel port TIVAT – Marina Montenegro.
Dużo naczytałem się o tym malowniczym regionie Czarnogóry ale widoki w realu przeszły moje najśmielsze wyobrażenia , co zilustrowane jest dużą ilością zdjęć. Zatoka wije się wśród wysokich dzikich szczytów gór Dynarskich ……im bliżej Kotoru tym wyższe. Po paru godzinach żeglugi pojawił się na horyzoncie cel żeglugi – Marina Montenegro w Tivacie. Port jak wynikało z locji miał być nowy i luksusowy, najlepszy w Czarnogórze i takim się też objawił.
Port był nie tylko luksusowy ale w dużej części wypełniony super luksusowymi jachtami bogaczy tego świata w tym w dużej części bogaczy naszych byłych „przyjaciół”. Dla przykładu czarter jednego z luksusowych jachtów o nazwie AQUIJO z Kajmanów kosztował 400 000 Euro tygodniowo. Jego salony można zwiedzić z ciekawości w internecie po wpisaniu jego nazwy. Przybrzeżna część miejska TIVATU przypominała swoim luksusem Monte Carlo z alejami pełnymi drogoch hoteli, sklepów luksusowych marek pełnych luksusowych towarów i pustych ulicach z pojedynczymi „szpanującymi” postaciami mówiącymi po rosyjsku. Na szczęście była też stara część TIVATU w stylu śródziemnomorskim pełna życia która równoważyła z naddatkiem opisaną wcześniej próżność psującą nastrój . …………Marina Montenegro gwarantowała w ramach swojej luksusowości czyste i eleganckie toalety oraz prysznice co jest niezwykle ważne w życiu każdego żeglarza. Po toalecie i obiadokolacji udaliśmy się na wypoczynek gdyż następnego dnia czekała nas wczesna pobudka.
Wtorek 20.09.2016 Wyprawa na rafting rzeką Tarą.
Magiczne miejsce raftingu, Stjepan Polje. W tym miejscu zbiegają się głębokie kaniony 3 rzek po których odbywają się raftingi. Rzeka Drina po stronie bośniackiej oraz 2 rzeki po stronie czarnogórskiej rzeka Piva z jeziorem Piva oraz miejsce naszego raftingu 100 km rzeka Tara.
Trasa którą musieliśmy pokonać busem z tTivau do granicy z Bośnia I Hercegowiną , miejsca startu raftingu zwane Stjepan Polje , podobna trasa na drugi dzień do sąsiadującego Narodowego Parku Durmit.
Wczesna pobudka dla „12 wspaniałych” chętnych na rafting bo 06.00 rano, szybkie śniadanie gdyż 07.00 czeka na nas bus miejscowego organizatora raftingu i start. Trasa dojazdu prowadziła w skos przez całe terytorium Czarnogóry do granicy z Bośnią i Hercegowiną /200 km /.
Być w Czarnogórze i nie spłynąć rzeką Tarą, to tak, jakby nie być tam wcale. Decydując się na spływ rzeką Tarą miałem duży dylemat, co ze zdjęciami? Bardzo szybko okazało się, że wyboru w zasadzie nie ma. Będąc członkiem załogi pontonu jesteś współodpowiedzialny za bezpieczeństwo wszystkich pozostałych jej członków i tak jak wszyscy, musisz wiosłować. Jeśli uda się „strzelić” jakąś fotkę, nie zamoczyć przy tym sprzętu i nie „wysypać się” do wody – Twój zysk. Nie ma tu czasu na przemyślane ujęcia, rozłożenie statywu, zmianę filtru, czy obiektywu. Tu wszystko dzieje się bardzo szybko i w sposób niepowtarzalny: nie ma „replay”. Dlatego, lepiej od razu skupić się na uczestnictwie i wspólnym przeżyciu czegoś, czego i tak zdjęcia do końca nie oddadzą.
Rzeka Tara jest znana w świecie dzięki kanionowi, jaki tworzy w swoim dolnym biegu. Kanion zaczyna się w Parku Narodowym Durmitor, na północy kraju, a jego ściany wznoszą się na wysokość 1300 m. Co do głębokości jest to trzeci kanion na świecie! To prawdziwy cud przyrody: czysta lazurowa woda, na przemian pojawiające się głębokie szczeliny i doliny, wspaniałe lasy sosnowo-brzozowe, liczne wodospady i ulubione przez amatorów raftingu spienione kaskady i progi.
Rzeka Tara jest dostępna dla raftingu na długości prawie stu kilometrów. Kanion Tary możemy podzielić na dwie części, górną i dolną . W dolnej części kanionu punktem wyjścia dla spływu jest Brštanovica bo od niej zaczyna się najbardziej atrakcyjna część po której właśnie płynęliśmy. Ta część ma 18 km długości, i kończy się w Šćepan Polju. W tej części rzeki Tara ma największą liczbę bystrz i wirów, dlatego ten odcinek słusznie daje najwięcej przeżyć i adrenaliny.
Organizowane są spływy jedno- dwu- i trzydniowe. Nasz spływ jednodniowy w zupełności wystarczy, by zrozumieć obraz Przełomu Tary. Obejmuje on najpiękniejszy, około 18 kilometrowy jego odcinek, w tym niemal wszystkie najpiękniejsze uskoki i bystrza. Spływ trwa, trzy godziny Kategoria wiekowa „od lat 7 do 77 albo i 107”. Pewna sprawność ruchowa jest wymagana, jednak bez przesady – każdy da radę, . Ograniczenie dotyczy jedynie małych dzieci, poniżej 7-go roku życia. Załogę stanowią uczestnicy spływu, a każdym pontonem „dowodzi” doświadczony flisak -instruktor, który jest sternikiem. W cenę spływu wchodzi z reguły dowóz do miejsca startu (w naszym przypadku 400 km w obie strony), porządne śniadanie i na prawdę, bardzo solidny obiad (w postaci nie hodowlanego grillowanego pstrąga z dodatkami) na zakończenie. Degustacja rakiji, to rzecz oczywista.
Czy umiejętność jazdy na koniu przydała się w skutecznym raftingu ,…………… na pewno tak. Czasem pokonywanie spienionych progów Tary przypominało jazdę na koniu w galopie a utrzymanie się na pontonie przypominało ekwilibrystykę galopującego jeźdźca w siodle. W trakcie raftingu trzech jeźdżców „spadło z konia” moknąc w lodowatej wodzie ale bez żadnych urazów.
Rafting
Powortowi z raftingu towarzyszyło podziwianie wspaniałych widoków uwięzionych w głębokim kanionie rzeki i jeziora PIVA oraz zatoki kotorskiej. Po powrocie spanie na jachcie bo nastepnego dnia kolejne atrakcje .
Środa 22.09.2016. Całodzienne zwiedzanie Parku Narodowego Durmitor
Rano ponownie pobudka o 6.00 bo o 7.30 podstawiony jest bus . Z czasem okazało się pewne nieporozumienie bo planowaliśmy zwiedzanie Parku narodowego Lovcen (nieopodal Kotoru) z wspaniałym widokiem na całą zatokę kotorska z góry wysokości 1700 m a wylądowaliśmy w Parku Narodowym Durmitor 200 km dalej. Dzisiaj rozumiem ideę jaka chciał zrealizować nasz organizator. Polegało to na tym że dokończyliśmy zwiedzać ten sam region w którym odbywał się rafting ale z innej perspektywy – z góry kanionu . Może miał rację, gdyż warto było dokończyć poznanie tego malowniczego regionu z innej perspektywy.
Gdy wyjechaliśmy w stronę Durmitoru byliśmy nieco sceptycznie nastawieni co do potencjalnego piękna parku zaś po wizycie zrozumiałem że warto było zobaczyć ten cud natury wciągnięty na listę światowego dziedzictwa kultury i przyrody UNESCO.
Ta kiszka z prawej strony zakreśla górzysty szlak kanionu rzeki Tary, z lewej strony część Parku która zwiedzaliśmy na drugi dzień
Park Narodowy Durmitor znajduje się na północy Czarnogóry, ukryty jest wysoko w czarnogórskich górach i nie jest łatwo tam dojechać. Warto jednak zdobyć się na taki trud – Park Durmitior wynagrodzi nam go pięknem i majestatem tutejszych zupełnie dzikich wysokich gór, wykutych w skałach tuneli i wijących się serpentyn oraz rozmaitych zjawisk krasowych. Nazwa Durmitor pochodzi z języka celtyckiego (lud ten rozprzestrzenił się nie tylko w północnej Europie, ale zamieszkiwał też południe kontynentu) i w wolnym tłumaczeniu oznacza tyle co „woda płynąca z gór” czy może „góry ociekające wodą”.
Tunele wykutw w skałach
Wijące się serpentyny i tunele wykute w skałach w dole jezioro PIVA
Powrót z Durmitoru zakończył się późnym wieczorem, około dwudziestej. Bardzo spieszyliśmy się do Tivatu aby zdążyć dokonać odprawy granicznej po czarnogórskiej stronie tego samego wieczoru gdyż rano planowaliśmy wczesną żeglugę do Dubrownika.
Czwartek 23.09.2016. Powrót do Dubrownika
Rano pobudka z racji planowanego powrotu w kierunku Dubrownika .Niestety załoga jachtu ERO wracała samotnie gdyż załoga jachtu Alcestis musiała pokonać pewne komplikacje formalne wymagające wizyty w polskiej ambasadzie w Podgoricy.
Żegluga w kierunku Dubrownika przebiegła bez większych problemów. Wiało dość mocno ale załoga dobrze adoptowała się do warunków pogodowych rwąc się na przemian do sterowania. Po drodze pokonaliśmy znane, małe problemy z odprawą w Civacie po stronie chorwackiej i Marinę ACI w Dubrowniku osiągnęliśmy około 17-tej. Kolacja, toaleta i wieczorne bajanie, bo jutro ponownie trudny dzień ……….. zwiedzanie Dubrownika.
Piątek 24.09.2016. Dzień ostatni . Całodzienne zwiedzanie Dubrownika
Dubrownik nie jest dużym ale rozległym miastem zamieszkałym przez 42 tys stałych mieszkańców i drugie tyle turystów. Miasto pełne zabytków z których najatrakcyjniejszym jest Stari Grad otoczony murami. Stare miasto bombardowane w trakcie kampanii włoskiej podczas II wojny światowej oraz podczas wojny domowej 1991-1995 zostało całkowicie odbudowane i widać tylko niewielkie ślady blizn po bombardowaniach które są pieczołowicie likwidowane. Zwiedzanie warto zacząć od wjechania kolejką linową na górę Srd z której roztacza się wspaniały rozległy widok na Stari Grad oraz na całą zatokę z Wyspami Elafickimi na północy. Na górze znajduje się też muzeum wojny domowej 1991-1995. Zwiedzenie muzeum uzmysłowiło mi jak szczęśliwie, bo bezkrwawo zakończył się dla Polski i jej sąsiadów rozpad imperium radzieckiego. Ciśnie się na usta – Dzięki Ci LECHU !!!!!!
Rozpad Jugosławii pochłonął miliony ofiar które zginęły w niespotykanych rzeziach na tle etnicznyn i religijnym walcząc o własną niepodległość.
Dubrownik – Stare Miasto widziane z góry SRD
Zwiedzanie Starego Miasta i parokilometrowa wędrówka wokół okalających je murów pochłonęła resztę dnia. Wrażenia trudne do opisania bez zdjęć, co planowane jest do pełnego zilustrowania na którymś ze Starokońskich spędów .
Po powrocie do Mariny stwierdziliśmy ku naszej radości szczęśliwy powrót z Czarnogóry załogi jachtu Alcestis .
Poźnym popołudniem przystąpiliśmy do zdawania jachtów i pakowania się . Wieczorem pożegnalny wieczór kapitański z winem i śpiewami oraz obfitą kolacją, dziełem Sławka.
Sobota /Niedziela. Powrót
Wczesnym rankiem start do powrotu do Polski z przerwą na nocleg w znanym hoteliku w Mariborze . W niedzielę wszyscy uczestnicy pełni wrażeń (łącznie z parą hiszpańską) szczęśliwi i cali dotarli do domu .
Wstępnie ustaliliśmy że w przyszłym roku wynajmujemy katamarana.
Achoj do przyszłego roku!