SŁOWNIK POJĘĆ RAJDOWYCH
opracowany przez Wuja Toma
Młodym ku nauce, starym dla przypomnienia niniejszym otwieram Słownik Pojęć Rajdowych
-
Sraperka – przyrząd o pochodzeniu wojskowym, wyposażenie piechura, groźna broń w walce wręcz. Niezbędne wyposażenie o wielostronnym zastosowaniu. Ponieważ rajd konny nie wiózł ze sobą Toi Toi, hołd naturze uczestnicy oddawali w pokornym przysiadzie w najbliższych zaroślach. Komunikat „gdzie jest sraperka” oznaczał rezerwację sektora. Użytkownik był zobowiązany wykopać stosowny dołek, a oddawszy hołd naturze musiał zamaskować zasypując dołek. Zostawianie min było surowo wzbronione.
-
Wałach klub – najważniejsza instytucja kulturalna rajdu. Po rozładowaniu wozu i utworzeniu siedzisk wzdłuż burt uczestnicy w strojach organizacyjnych zasiadali. W trakcie posiedzenia śpiewano piosenki kowbojskie oraz dokonywano konsumpcji kultowych trunków. Królem była „przepalanka z pinusem” puszczana w obieg i racjonowana komendą szeryfa „na trzy gulki”. Na jednym z pierwszych rajdów obecny był patefon na korbkę z ebonitowymi płytami. Chyba tylko najstarsi rajdowicze pamiętają, czy któraś z płyt ostała się do końca rajdu.
-
Tort czekoladowy – był ukoronowaniem wałach klubu. Podawany był przy pomocy sraperki uprzednio starannie obmytej przepalanką. Szeryf nabierał kawałek tortu i jednym zgrabnym ruchem fasował go na dłoni szczęśliwca. Jest tajemnicą pań skąd się brał na rajdzie. W tajemnicy powstania nigdy nie uczestniczyli westmani, ale z wielką lubością go spożywali.
-
Kwaszek – produkt dla niepoznaki zwany winem owocowym. W trakcie rajdu była niepowtarzalna okazja by degustować produkty różnych wytwórni. Ważną cechą była data produkcji, bywało, że starsza niż moment konsumpcji. Degustacja zaczynała się od sprawdzania, czy ma cechy „odorum, colorum et saporum” po czym komentowano tak: poznaję szlachetny bukiet buraka oraz ewidentnie wyczuwa się południowy stok winnicy. Pijany bardziej wytwornie z „lodem i cytryną”, dodatkami stosowanymi hipotetycznie. Ważne marki: „As Karo”, „Rybackie”. Królem było „Wino marki Wino” z charakterystyczną naklejką „pisaną patykiem”. Na etykiecie była informacja – zawartość SO2 nie większa niż 200 mg/litr. Po udanej konsumpcji zalecało się oddając mocz uważać, by kropla nie kapnęła na buty, bo mogły zostać wypalone w nich dziury. Było obiektem głębokiej miłości a nawet pieśni: „Nie lubię nie lubię, nie lubię nie, gdy ktoś o kwaszku wyraża się źle, bo kwaszek to trunek niepowtarzalny, jest taki pyszny i popularny”. Przedmiotem uczonych rozpraw było, czy sakwy w siodle wojskowym były zaprojektowane na wymiar butelki, czy też butelka była zaprojektowana na wymiar sakwy. Jedno jest pewne, do każdej sakwy wchodziły dwie butelki.
-
Grzaniec – wytworny napój oparty na kwaszku, z dodatkiem uszlachetniającym cukru, cynamonu, goździków i innych aromatycznych przypraw. Pijany na ciepło przy ognisku, podawany w najczęściej w kubkach. Procedura przygotowania wymagała zgromadzenia odpowiednio dużych ilości flaszek. Sztuka otwierania polegała na odkorkowaniu bez użycia korkociągu np. „o kępkę” lub uderzeniem dłonią w denko, co bywało powodem poważnych kontuzji. Znawcy czasem dodawali też flaszkę lub dwie CCK (czystej, czerwonej kapslowanej), podstawowej jednostki wymiany handlowo-usługowej: „Daj pan pół litra i będzie zrobione”.
-
Skrót – pojęcie kartograficzno-nawigacyjne. Celem skrótu było skrócenie trasy, ale jak wynikało z wieloletniego doświadczenia, każdy skrót był dłuższy co najmniej dwukrotnie od normalnej trasy, a królem były skróty „im. Rewolucji Październikowej” zdecydowanie przewyższające wszelkie skróty normalne.
-
Odprawa celna – całe wyposażenie biwakowe musiało być przewożone wozem taborowym. Nadmiar ładunku powodował, że konie miały bardzo trudne zadanie. Wobec czego każdy musiał mieć absolutne minimum niezbędnych rzeczy. Przyjeżdżające na rajd panienki wlokły ze sobą ogromne bagaże, dlatego szeryf Soroka wprowadził kontrolę celną i w sobie właściwy sposób dokonywał selekcji. Nadmiar był odsyłany „do mamusi”. Co ciekawe nikt w wyniku redukcji bagaży nie doznał uszczerbku, jakoś udawało się przetrwać nawet tylko z trzema parami majtek.
-
Wachta – podstawowa jednostka organizacyjna rajdu. Z reguły wachty były trzyosobowe, trwały 24 godziny. Do zadań wachty należała najpierw dbałość o konie i kolejno o wyżywienie pozostałych. Nocą konieczne były dyżury, bo konie zdarzało się zaplątywały w uwiązy, lub uwalniały się. Każda wachta miała ambicje, by serwowane dania, w szczególności obiadowe, były wysoko oceniane przez publikę. Ponieważ część nie posiadła sztuki kulinarnej, częstym daniem był makaron. Posiłki były gotowane na ognisku w kotle zawieszonym na drągu, albo na kratownicy, na której można było postawić garnki i patelnie. Woda pobierana była z najbliższego jeziora lub strumienia. Nie jest znany przypadek niestrawności na skutek spożycia takiej wody. Czasem trzeba było jednak użyć sitka, by oddzielić larwy komarów.
-
Delfinada – ulubiony sposób zażywania kąpieli – na golasa. By nie gorszyć ewentualnych obserwatorów nagość była niezupełna, bo często odbywała się w kapeluszu. Ten sposób był szczególnie popularny wśród westmanów. Niewiele dam było wystarczająco odważnych by dołączyć, choć praktykowały to również na osobności lub po zmroku.
-
Białe delfiny – nocna, księżycowa odmiana delfinady dziennej. Koedukacyjna kąpiel na golasa przy świetle księżyca.
-
Walet – osobnik płci obojga wyhodowany najczęściej w akademiku. Był utrapieniem rajdów, ponieważ nikt nie miał sumienia, by go przeganiać, a w sumie jego pobyt obciążał zarówno wóz taborowy, jak i zasoby kwatermistrzowskie. Waleci czyhali na niedyspozycję jeździecką regularnego uczestnika i ochoczo zastępowali go w siodle. Wieść gminna niesie, że na jednym rajdzie pogłowie waletów było wyższe niż regularnych i nawet usiłowali przejąć kontrolę mianując swego walet-szeryfa.
-
Szeryf – pan i władca rajdowy. Ten od którego zależało przydzielenie konia, on trzymał kasę i mapę oraz wiedzę, dokąd zmierza rajd. To on wyznaczał kierunek, a w szczególności ustalał, którym skrótem się porusza rajd. On też dyktował tempo i zarządzał krótkie galopy. W sytuacjach konfliktowych był głównym negocjatorem z ludnością miejscową lub przedstawicielami władz.
-
Wóz taborowy – pojazd z reguły parokonny z dyszlem. Przeznaczony do transportu wyposażenia biwakowego, w tym zapasowych siodeł, narzędzi, żywności dla koni i rajdowiczów. Bagaż osobisty był najgorzej widzianym ładunkiem wozu, im był mniejszy, tym lepszy. Zbudowany na bazie najczęściej 'trofiejnej” platformy na kołach ogumionych. Niezwykłą rzadkością było wyposażenie w sprawny hamulec. Bez świateł, odblasków itp. wynalazków obowiązujących dopiero u schyłku XX wieku. Obowiązkowym wyposażeniem była opończa brezentowa, w początkach rajdów ozdobiona logo rajdu i ewentualnie napisami reklamowymi sponsorów. Nieodzowny pokład dla wałach klubów. Ulubiony sposób przemieszczania się waletów. Jedyny łącznik z cywilizacją ludów osiadłych, a przede wszystkim ze sklepami GS, gdzie dokonywano zakupów chleba i wina, a czasem też innych produktów spożywczych W niektórych przypadkach używany jako osobista kawalerka – do noclegu pod wozem bez konieczności rozbijania namiotu.
-
Westman – doświadczony rajdowicz obyty z końmi i życiem biwakowym, potrafiący wyplątać w nocy konia z uwiązu, przyrządzić jadalną strawę na ognisku i będący kwintesencją życia rajdowego. Obowiązkowo musiał śpiewać donośnie i nie fałszując, najczęściej weteran kilku rajdów. Zdecydowana większość to osobnicy płci męskiej.
-
Gencjana – podstawowy środek medyczny o kolorze fioletowym używany do opatrywania ran koni, a także rajdowiczów. Najczęstsze kontuzje polegały na otarciach i odparzeniach na członkach nienawykłych do długotrwałego kontaktu z twardym siodłem wojskowym. Jakkolwiek na pokładzie wozu taborowego była apteczka podręczna, to nie jest znany przypadek zbyt szerokiego korzystania z jej zawartości.
-
Kulbaka – podstawowym sprzętem jeździeckim były pozyskane z demobilu kawalerii siodła wojskowe, wzór 1936, z ogłowiem możliwym do wykorzystania jako kantar i uzda. Były siodłane na dodatkowe koce, tak, by uniknąć odparzeń i otarć, w szczególności kłębu. Ponieważ sprawdziły się w kawalerii i były użytkowane w wojsku do 1947 roku uznane były za najlepszy sposób osiodłania konia. Ze względu na dużą masę własną część pań przy siodłaniu wymagała pomocy westmanów wkładających siodło i sprawdzających sposób osiodłania i dociągnięcia popręgów. Szare wojskowe koce pełniące funkcje derki wymagały regularnego suszenia, do czego wykorzystywany był najczęściej dyszel wozu taborowego.
-
Herbatka obozowa – płyn spożywczy ugotowany na ognisku z wody z najbliższego zbiornika wodnego (najczęściej jeziora), do którego po zagotowaniu wsypywano najczęściej paczkę lub jej część herbaty. Była to zwykle herbata ULUNG marki POSTI. Z tą herbatką ewidentnie będącą zmiotkami z produkcji prawdziwych herbat związana była anegdotka: spytano pewną starszą panią z czym kojarzy się jej obecny w Dzienniku obraz I sekretarza. Odpowiedziała, że z herbatą. A to dlaczego? Bo skędy się taki ulung!
-
Kisiel – jedynym deserem spożywanym na rajdach był kisiel gotowany na wodzie z jeziora. Spożywany najczęściej w formie półpłynnej, ponieważ miał małe szanse by się zestalić w warunkach obozowych, ale mimo tego był cenionym rarytasem.
-
Pasta spożywcza do obuwia nr 1 – popisowy składnik kanapek wykonywanych przez wachtę poznańską. Na bazie konserw rybnych, np. byczków w sosie pomidorowym z dodatkiem oleju, papryki, cebuli oraz przecieru pomidorowego wykonywana była jednolitej konsystencji pasta, którą smarowano kanapki. Na kanapce obowiązkowo musiało być przybranie albo plasterkiem ogórka, albo pomidora. Odmianą tej pasty była pasta nr 2 wykonana na bazie byczków w oleju. Dla niezorientowanych dodaję, że byczki były najpopularniejszą konserwą rybną dostępną w niemal każdym wiejskim sklepie GS
-
Wuja – osobnik płci męskiej, tytuł grzecznościowy doświadczonego westmana. Historycznie pierwszymi wujami byli Wuja Tom i Wuja Woyt. Wuja miał prawo pospolitowania się z resztą mówiąc: Mów mi Wuju, nie musisz mi się kłaniać! Tytuł Wuja okazał się dożywotni i jest w użytku pod dziś dzień, mimo upływu pół wieku.
-
Cioteczka – osobnik płci żeńskiej, tytuł grzecznościowy, żeński odpowiednik Wuja. Zamiennie nazywana też Wujenką
-
Rancho Lutynia – Lutynia leżąca w Kotlinie Kłodzkiej w pobliżu Lądka była stanicą oddaną przez WOP środowisku akademickiemu Wrocławia. Składała się z dwóch drewnianych budynków i stajni. W jednym w roku 1968 odbył się obóz jeździecki wrocławskiego AKJ-tu. Ponieważ lepsze łąki były po stronie czeskiej, na galopy wyjeżdżano naruszając granicę państwową co powodowało interwencje WOP, jak zawsze bez specjalnych sankcji, zapewne wyjaśniając problem przy ognisku i należnym zapasem środków rozweselających. W drugim budynku był obóz studentek Akademii Muzycznej. Pewnego razu pianino mające umożliwić praktykowanie solfeży i innych nudnych czynności, dzielni westmani wywlekli do ogniska, a by zapewnić saloonowy dźwięk w młoteczki zostały wbite pineski. Wizytujący przedstawiciel uczelni zapewne doznał zawału serca na widok takiej profanacji instrumentu. Niestety wydarzenia w Czechosłowacji sprawiły, że wojsko ponownie odebrało stanicę do wiadomych celów i już jej nie oddało. W czterdziestolecie pamiętnego obozu, Stare Konie przybiły tabliczkę pamiątkową na budynku, w którym obecnie mieści się agroturystka.
-
Pałacyk – słynny klub studencki we Wrocławiu. Ponieważ życie towarzyskie AKJ nigdy nie znało granic, huczne imprezy balowe klubu odbywały się również w tym klubie.
-
Osobowice – najważniejszy punkt orientacyjny w całorocznej działalności AKJ. Na terenie gospodarstwa była stajenka z klubowymi końmi, magazynek ze sprzętem rajdowym, a także miejsce waletowania wielu osób, z reguły w trakcie przerw w studiach i okresach bezdomności. Odbywały się tam liczne imprezy w tym Sylwestry. Wielkie poddasze z zapasem siana była niezawodnym hotelem i trzeźwialnią dla licznych uczestników, a także miejscem wielu uciech i integracji pomiędzy płciami obojga. Los sprawił, że po 50 latach nieodżałowany Szeryf Heniutek spoczął na nieodległym cmentarzu Osobowickim. I tak oto historia zatoczyła koło.
Dla przypomnienia warto przytoczyć wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego p.t. Pomnik studenta (zajrzyj do oryginału)
Student – oddany nauce przedstawiciel przyszłej inteligencji. Zdecydowana większość prowadziła życie ubogiego żaka, gnieżdżąc się w akademikach i z utęsknieniem wyglądając kolejnego stypendium. Dość często były spotykane osoby studiujące gruntownie, co jak głosi legenda mogło trwać nawet do 15 lat! By zapewnić sobie jak najlepsze wakacje nie licząc na atrakcje obozów wojskowych wielu pracowało, ale też w owych czasach było bardzo rozbudowane życie studenckie na różnych płaszczyznach. Jedną z nich była jazda konna w ramach tzw. wczasów w siodle, ale kwintesencją były rajdy konne finansowane przez BPiT Almatur w ramach Komisji Turystyki i Sportu ZSP. Co może zdumiewać dzisiejszych studentów nikt nie miał własnego pojazdu poza nielicznymi szczęśliwcami dosiadającymi motocykla, a w owych czasach o telefonii komórkowej nawet nikt w najśmielszych wizjach nie marzył. Ogólnie było dość biednie, ale to wyzwalało niebywałą energię i wiele ciekawych pomysłów. Rajdy konne tego najlepszym dowodem
-