W ubiegłym roku, na skutek jakich tam niedomówień, ale głównie z powodu braku zainteresowania ze strony Starych Koni upadł projekt zorganizowania Wielkiego Balu i w efekcie poprzestalimy na Wielkiej Lipie, czyli Półabalu. W tym roku przypada 45-lecie założenia Wrocławskiego AKJ-tu. Wobec tego byłoby nie do pomylenia, żeby nie odbył się solidny bal inaugurujšcy obchody tego Jubileuszu.
Inicjatorem i organizatorem balu był w tym roku Maciej, który wszystkie sprawy wzišł w swoje ręce i perfekcyjnie zorganizował całš imprezę. Rozesłał imienne zaproszenia do Starych, rednich, Młodych i różnej maci zaprzyjanionych Koni. Wynalazł wietny lokal: wieżo oddany do użytku Hotel Maria-Helena, ekskluzywny, komfortowy i wygodny; wynegocjował niewygórowane ceny. Można też było przyjechać kilka dni wczeniej (korzystajšc z rabatu) lub pozostać dłużej, by zażywać wywczasu i wieżego powietrza u wód. Kilka osób z tego skorzystało i bardzo to sobie chwaliło. Olowie zjechali już we czwartek i załapali się na pięknš pogodę, wobec tego zwiedzili okoliczne pola i lasy, widzieli sarny przebiegajšce dużym stadem przez drogę. Oglšdali panoramę okolicznych gór z Chełmcem i Trójgarbem na pierwszym planie. W dali majaczyły nawet Karkonosze. Nazajutrz przybyli Formisia i Jankes i dalej już wspólnie we czwórkę penetrowali okolicę, a po południu pili wody w pijalni, obiadowali w przytulnej knajpce i szarlotkowali w uroczej kawiarence; spacerowali po deptaku rzęsicie owietlonym stylowymi latarniami.
W sobotę zaczęli zjeżdżać pozostali balowicze. Kwaterowali się w pokojach. Wszystkie były dwuosobowe a nawet niektóre jednoosobowe z łazienkami. Każdy pokój inaczej urzšdzony, w niektórych były nawet małżeńskie łoża w stylu „Empire” z kolumienkami (baldachimy zostały chwilowo zdjęte). Po krótkim wspólnym spacerze i niewyszukanym obiadku w atmosferze zaczęło się już wyczuwać goršczkę przedbalowš. Panie zaczęły szykować koafiury, szyfony i brokaty, przymierzać kreacje, a panowie odkurzali smokingi, garnitury i co kto miał, jako że miała to być pełna gala. Jedynie towarzystwo Krzysia i Dzidka stawiło się w strojach organizacyjnych, co ubarwiło dodatkowo imprezę.
Punktualnie o godzinie 19-tej Maciej zebrał wszystkich w gustownie udekorowanej sali balowej i oznajmił rozpoczęcie „Jubileuszowego, Dorocznego, Ósmego Balu Starych Koni”. Zasiedlimy do wspólnego stołu, a kelnerzy zaczęli roznosić goršce dania i nalewać trunki. Nie będę rozwodził się nad menu, wystarczy, że powiem iż wszystko było nadzwyczaj smaczne i gustownie podane. Wzniesiono pierwszy toast i następne. Gdy wszyscy się posilili rozpoczęły się tany. Grał miejscowy zespół. Repertuar miał bardzo urozmaicony, wiec każdy znalazł co dla siebie . Tylko nieliczni malkontenci trochę wybrzydzali że zbyt dużo disco-polo. Zespół grał moim zdaniem. wietnie na tyle głona, że można było tańczyć w każdym zakamarku sali, a na tyle nie nachalnie, by bawišc się nawet blisko orkiestry, tancerze mogli swobodnie bawić partnerki rozmowš. Poza tym grali długo, a robili stosunkowo krótkie przerwy. W pierwszej takiej przerwie Maciej przygotował niespodziankę numer jeden tego wieczoru. Zamówił fotografa, który każdej parze zrobił zdjęcie, na stosownie wybranym tle, a następnie wspólne zdjęcie wszystkich uczestników balu. Stare Konie też wystšpiły z niespodziankš, podarowały Maciejowi album o koniach w podziękowaniu za podjęcie się trudu organizacji balu. Obdarowany nie pozostał dłużny i wręczył Olowi, animatorowi starokońskich poczynań, pięknš cynowš paterę z głowš konia, Olowej za sznur pereł, takich jakie noszono na dzikim zachodzie. Był to asumpt do wzniesienia następnej serii toastów, które tej nocy były wyjštkowo liczne i gromkie.
Po tym przerywniku wszyscy poszli dalej w tany, regenerujšc siły od czasu do czasu przy szwedzkim stole, suto zastawionym zimnymi daniami. Tańczono solo, parami, w kółkach, wężykach. A gdy podano kawę i herbatę, na salę wjechała następna niespodzianka: olbrzymi tort z fajerwerkami. Ku wielkiej radoci tort ten okazał się nie tylko wielce ozdobny ale bardzo smaczny (co nie zdarza się takim tortom zbyt często). Balowano dalej z przerwš jedynie na zdrowie Konia, które wypito szampanem tradycyjnie o północy. Tańczono i bawiono się wietnie. Orkiestra grała do 3 rano i potem jeszcze z własnej chęci trochę dłużej, dopóki niedobitki pozostawały jeszcze na parkiecie.
Nazajutrz na niadanku wszyscy zebrali się o godzinie, powiedzmy sobie, dziesištej by jeszcze przy różnych smakołykach i mocnej kawie rozpamiętywać wczorajsze szaleństwa i snuć plany na przyszłoć, bo ten rok będzie bogaty w starokońskie imprezy. Na pierwszy plan wysunęła się sprawa rajdu austarlijskiego. Ku zaskoczeniu wszystkich Renata R. przygotowala ilustrowany przewodnik po trasie rajdu. Niestety po niadaniu i krótkim spacerze pora była wracać do domu. Szczawno żegnało nas zadymkš.
W balu uczestniczyło 19 osób. Z czego 14 to Stare Konie i/lub ich osoby towarzyszšce, jedna para redniokonna i trzy osoby z towarzystwa zaprzyjanionego z Dzidkiem Chudzikiem. Bywały bale liczniejsze, ale ten pozostanie w pamięci wszystkich jako zorganizowany z klasš. Macieju, przyjmij raz jeszcze nasze podziękowania!!!
|