Gala Starych Koni 2007

 

WIELKA GALA STARYCH KONI

czyli

VII Jubileuszowy Bal AKJ po Przejsciach

Jelenie Góra, pałac Paulinum

27 stycznia 2007

Ewa Formicka

 

Tegoroczny bal Starych Koni odbył się w ekskluzywnej scenerii Pałacu Paulinum w Jeleniej Górze, a organizatorem był Krzyś i Grażynka. Już pół roku temu znany był termin (27-28.01.2007) i miejsce, a Krzyś zapowiadał,  że będzie wielka gala, bo miejsce to wymusza.  Poszła w eter informacja, że obowiązują± stroje z epoki, choć nie sprecyzowano z jakiej – więc w tym temacie była dowolność.

Pałac Paulinum to była rezydencja rodziny Kramstów, przemysłowców pochodzenia niemieckiego, powstała w XIX wieku ma wzór kompleksów pałacowo – zamkowych Saksonii.

wnętrza, częściowo wyposażone w oryginalne meble z tamtych czasów, tworzą niepowtarzaln± atmosferę. Posiada 29 pokoi o wysokim standardzie i stylowym wyposażeniu. Umiejscowiony jest na szczycie osamotnionego wzgórza na obrzeżach miasta, a piękny park o gęstym zalesieniu i wysokie skałki powodują, że jest dobrze izolowany od zgiełku miasta.

Choć w tym roku prawie w ogóle nie było zimy, to wyjątkowo na „czas balowy” spadło sporo śniegu i park pałacowy nabrał szczególnego uroku. Aleja parkowa od kamiennej bramy do gmachu na szczycie wiodła przez dżunglę ośnieżonych choinek, co od momentu przyjazdu dobrze nastrajało. Część osób przyjechała już w piątek i te osoby skorzystały w pełni z uroków zimy, której do tej pory nie było szans uświadczyć. W sobotę po śniadaniu z oranżerii pełnej kwiatów poszli na spacer, jedni na  piękny jeleniogórski  rynek i okoliczną starówkę, inni w parkowe alejki.  Nie omieszkano też poinhalować się jodowanym powietrzem w pałacowej grocie solnej, której pokłady soli pochodzą aż z Morza Martwego i która jest jedną z atrakcji Pałacu. Pobyt w grocie szybko wrócił zdrowie paru Koniom, którzy dotarli na balową imprezę z mocno nadwyrężonym zdrowiem, bo właśnie we Wrocławiu szalał wirus.

Pałac Paulinum Jedna z baszt pałacowych
 Widok z okien pałacu na Karkonosze  Jeleniogórska starówka w zimwej szacie

 Niestety w nocy z piątku na sobotę i potem w sobotę do południa rozszalała się w rejonie Wrocławia i ¦widnicy taka śnieżyca, że ci, którzy na bal postanowili czy też musieli jechać w sobotę, stanęli przed nie lada wyzwaniem. Pierwsi odważni dojechali tylko do Krzyków, po czym zawrócili z powrotem, gdyż rokowania co do dalszej jazdy wydawały się beznadziejne. Rozgrzały się telefony, wymieniano informacje o prognozach pogody zasłyszanych w kolejnych dziennikach. Ostatecznie spora część osób wybrała jazdę pociągiem, a tylko sześciu śmiałków dosiadło jednak konie mechaniczne, ale jazda była chwilami dość dramatyczna. Jakkolwiek nie było w końcu aż tak Ľle, skoro Joanna z Tadeuszem pokonali trasę Wrocław-Jelenia Góra dwukrotnie – zapomnieli zabrać z domu…. strojów balowych. co uwiadomili sobie dopiero na rogatkach Jeleniej Góry.

W sumie na bal w różnym czasie i z różnych kierunków dojechało: 36 osób. W tym jedną trzecią stanowiła silna grupa Starych Koni, była też grupa przyjaciół Starych Koni zintegrowanych z nami od dawna, pojawili się przyjaciele przyjaciół i krewni Starych Koni a nawet przedstawiciele „Koni ¦rednich”. Jak twierdzi Krzyś, świeża krew od czasu do czasu jest bardzo wskazana.

Najbardziej wygrani byli Ci, którzy przyjechali poprzedniego dnia (Olowie, siostra Formisi z mężem i Andrzej „Żeglarz” znany nam z rajdu bieszczadzkiego i rajdobozów, ze swą uroczą żoną), bądź dotarli dostatecznie wcześnie (Astrid z Andrzejem). W sobotnie przedpołudnie Krzyś zorganizował dla nich wycieczką do pobliskiej stadniny (prywatnej) „Gostar”, gdzie nie tylko obejrzeliśmy piękny obiekt, stajnię, kryt± ujeżdżalnię, podziwialiśmy wspaniałe konie, ale raczyliśmy się w tutejszym barze pysznymi ruskimi pierogami, których tu nie gotują a pieką we frytkownicy. Przy stadninie działa sekcja sportowa, a prócz zwykłych zawodów, odbywają się tutaj w lecie zawody „West”, w różnych kowbojskich konkurencjach. Po obiekcie oprowadzał nas  kierownik ośrodka p. Rafał Szafir.

Tuż przed 20.00 wszyscy przyodziani w balowe szaty „z epoki” pojawili się w górnym korytarzu i w błysku fleszy rozpoczął się korowód zejścia ze schodów. Było przy tym sporo uciechy, a rozmaitość strojów była zdumiewająca.

W sali balowej czekały pięknie udekorowane stoły ustawione w podkowę, zasiedliśmy, a Krzyś przemówił.

Powitał, życzył, zapowiedział…

Po zagajeniu kelnerzy w białych kitlach wnieśli gorące dania, a że w brzuchach burczało, więc przystąpiliśmy do pałaszowania. Dania były wykwintne i smaczne, więc znowu każdy dobrze się nastroił.

Przez resztę wieczoru i nocy w sąsiedniej sali działał szwedzki stół, pełen pyszności, gdzie krzepiliśmy nadwątlone siły, a w drugiej sali działał barek, gdzie rozcieńczaliśmy krew alkoholem, co skutkowało niezbędnym, dobrym humorem.

A potem była już tylko muzyka, tańce i swawole. Zaproszony zespół grał świetnie (choć trochę testował nasze uszy), nikt się nie lenił i nie ustawał, a rytmy były chwilami mocno ekspresyjne. W przerwie między tańcami w holu pałacowym obejrzeliśmy mrożące krew w żyłach sceny rzucania nożami do celu. Czarny kowboj najpierw rzucał do tarczy, a potem do czerwonej kowbojki „przyklejonej” do tejże tarczy, obrysowując jej kształty nożami ostrymi jak brzytwa.  Absolutnie podniósł nam adrenalinę, gdy przystąpił do tego wyczynu z zawiązanymi oczami. Parę osób nie mogło na to widowisko patrzyć. Ale ostatecznie kowbojka przeżyła, odetchnęliśmy z ulgą  i wróciliśmy do dalszej zabawy. 

Miłym akcentem były podziękowania i drobne upominki: dla szeryfa naczelnego Starych Koni Ola – za całokształt, oraz dla Andrzeja L., który niezmordowanie kręci filmy na wszystkich naszych imprezach i które w przeciwieństwie do innych mediów są dostępne do oglądania „od zaraz”.

O 24.00 odśpiewaliśmy „zdrowie konia”, ale nie był to bynajmniej koniec zabawy. Trwała dalej do 3.00 nad ranem, a rytmy były coraz energiczniejsze. Zaczerpnąć tchu chodziliśmy do pięknej oranżerii, skąd za oknem, w blasku latarni, można było delektować oczy wirującym śniegiem obsypującym  puchem konary starego drzewa.  Na pewno dla wielu była to jedyna okazja tej zimy.

W niedzielę późniejszym porankiem spotkaliśmy się na śniadaniu w uprzątniętej sali balowej. Wcinaliśmy dobre rzeczy, leniwie gawędziliśmy. Grażynka zaoferowała się oprowadzić towarzystwo po całym pałacu, co skrzętnie wykonaliśmy. Obejrzeliśmy wszystkie zabytkowe sale, w tym salę gdańską z XIX w., z oryginalnymi meblami z epoki, posłuchaliśmy historii obiektu, zobaczyliśmy ciekawą galerię zdjęć w oranżerii. Parę osób pognało jeszcze do parku nacieszyć się i pooddychać zimą i po tym ostatnim akcencie rozjechaliśmy się do domów. Nie wszyscy wszakże – Olowie zostali jeszcze do następnego dnia. Dzięki temu mogli wysłuchać koncertu muzyki jazzowej, który odbył się w pałacu w niedzielny wieczór. Grał zespół „Nestor Band” – ten sam, który przygrywał nam ubiegłej nocy do tańca. Tu dopiero można było właściwie docenić jego kunszt. Koncerty „Muzyka w Pałacu Paulinum” odbywają się tu tradycyjnie w każdą ostatnią niedzielę miesiąca i cieszą się wśród Jeleniogórzan wielkim powodzeniem (miejsca trzeba rezerwować z miesięcznym wyprzedzeniem).

W poniedziałkowy poranek można było na odmianę podziwiać z okien pałacu stado saren, które podeszły bardzo blisko i spacerowały po alejkach parkowych pogryzając gałązki wystające ze śniegu, Hania zrobiła im kilka zdjęć.

 

Bal z „przyległymi” atrakcjami należy uznać za udany, a Grażynka i Krzyś robili wszystko by tak było. Dwoili się i troili aby każdemu dogodzić, zapewnić maksimum atrakcji i pełny luksus, jak na wielką galę starych koni przystało.

Do domów wyjechaliśmy zadowoleni.


Zdjęcia: Grażyna Formicka-Zeppezauer, Hania Olszowska, Grzegorz Hołdys
Na stronę wstawił: Olo