BALLADA O DRUGIM
RAJDOBOZIE
STARYCH KONI
(Rakowo 2005)
W sobotę „rwały” do Rakowa
dziewoje piękne „meny” też,
zacząć przygodę, o której mowa
toczyć się będzie po pierwszy śnieg.
Kolacją wszystko się to zaczęło,
gdzie whisky w gardła lała się,
nas wszystkich tu coś przyciągnęło
i niewiadomych zdarzeń sens.
Ref.: Przeżyj to sam
pojedź na rajd
nie bądź taki zimny drań,
tylko jedno życie masz.
A każda jazda to marzenie,
ten teren niezrównany jest,
te dukty, łąki i strumienie,
że aż z wrażenia zatyka dech.
A spływ kajakiem choć nie długi
i strugi nurt tak płytki był,
że kajak trzeba nosić z drugim
inaczej by się starł na pył.
Ref.: Przeżyj ….
Orkiestra ostro rżnęła hity,
solistka gięła się jak wąż
i tylko jeden lekko spity,
to koleżanki naszej mąż.
Andzia ćwiczenia rozpoczęła
i kroków country słychać stuk,
potem na łożu swym spoczęła
nalewką struta, a w głowie huk.
Ref.: Przeżyj
W Czaplinku „okręt” na nas czekał
i fale pruł węzłów ze sto
w zatokę ledwo się wpasował
aż całe ptactwo się rozpierzchło.
Na rybkę w porcie stanęliśmy,
każdy ogonek w rękę wziął,
głód ledwie co zaspokoiwszy
płyniemy dalej na piwo.
Ref.: Przeżyj
Rodeo pokaz, to fantazja
podobał wszystkim bardzo się,
dycha od łebka to kurtuazja,
łyknąłem potem sam pół „L”
Środa wrażenia nowe niosła,
piętnaście km przed nami,
chwytamy znowu w dłonie wiosła,
a dłonie są już z bąblami.
Ref.: Przeżyj
….
A w trakcie spływu też pływanie
w wodzie tak czystej jak w sieci,
drzewa w niej są pozanurzane,
ławice ryb, a słońce świeci.
W czwartek gitara nam zagrała,
popłynął lasem gromki śpiew,
piwo, kiełbacha i kaszana,
rozmowy, żarty oraz śmiech.
Ref.: Przeżyj
….
I nastał oto dzień ostatni,
konni ruszyli skoro świt
za nami inni podążyli,
podziwiać wrzosów kwiat i liść.
I tylko
jeszcze te pamiątki,
filmy, zdjęcia i dyski też,
wspomnień zaklęte są w nich wątki
Ty, któryś tu był wszystko TO wiesz!
Ref.: Przeżyj
….
S
Słowa: Krzysztof Dworowski
Melodia: z repertuaru zespołu „Lombard”
|
LAUDACJA NA CZEŚĆ ZBYSZKA D.
Hen na Mazowszu w stadzie państwowym
dziesiątkę oktaw już blisko
ujrzał słoneczko, krzyknął dla zdrowia,
na imię dano mu Zbyszko.
Dzieciństwo słodkie między ogrami
płynęło senne do września,
potem na punkcie kopulacyjnym
orał pole pługiem koleśnym.
Na edukację zootechniki
przyjechał na Śląsk ten dolny.
Zdobył ostrogi hodowli koni
jako ów marszałek polny.
Asystentura u Pacyńskiego
w dalekich Liszkach wyrok miał.
Pomyślał sobie trza mi kobity
i taką jedną przygruchał.
Haneczkę Wolską wziął se za żonę.
Proboszcz Wojtyła połączył stułą.
Potem raz dwa trzy Wojtka spłodzili,
czas by zakotwiczyć na długo.
Do Książna przybył młody inżynier.
Śląskie koniki pokochał.
Skakał przeszkody, tworzył kadryle,
nawet go Rycerz nie kopał.
Spokojne życie wnet się skończyło:
banda studentów napadła stado,
Zbynio amforą nabijał faję,
cmokał na panny co lato
Poszeryfował na pierwszym rajdzie.
Dobrych nas manier nauczył:
jak kochać konie, damy i trunki
i mieć temperament byczy.
Głowa już siwa, faja w odstawce.
Trawnik przycięty, kwiat się pnie.
Wesołe życie niech Ci się wiedzie!
Smutasom zaś mówimy nie !
W podzięce za Twój styl i przychylność,
Damy niech słodycz ust swoich
odcisną z gracją na Twym obliczu.
Stu lat plus vat życzymy wszyscy!!
słowa: Henryk Geringer d’Oedenberg,
Wrocław- Książno 2006
|