XIX Spęd Starych Koni (Jubileusz), 2007

To już10 lat! Mineło nie wiadomo kiedy i dlaczego. 10 lat temu, 15 listopada 1997 roku zaprosił Olo do siebie do domu grupe starych AKJ-towcow, żeby powspominać stare rajdowe czasy, pooglądądać slajdy i zdjecia, jak się da to pośpiewać. Nikt wtedy nie myślał o dalszych, regularnych spotkaniach, pojęcie „Stare Konie” jeszcze nie zaistniało. Wcinaliśmy krakersowe koreczki, zadumaliśmy się nad widokiem nas samych w latach studenckich – łza się w oku kręciła na przemian ze szczerym smiechem. Po sesji zdjęciowej odkurzylismy w szarych komórkach wszelkie możliwe rajdowe
piosenki i cicho śpiewaliśmy przy gitarze (aby nie drażnic sąsiadów) do samego rana.

Na wiosnę ktoś dał hasło, żeby spotkać się ponownie. Tym razem nad jeziorem, jak na rajdach bywało, rozpalić ognisko, upiec kiełbachę, pośpiewać odważniej. I tak poleciało… spędy „Starych Koni” stały się regularnym obyczajem towarzyskim byłych członków Akademickiego Klubu Jeździeckiego. Szeregi tego nieformalnego stowarzyszenia pęczniały, gdyż znajdowaliśmy lub znajdowali się sami coraz to nowi członkowie. Z czasem akcentem niezbednym
tych spotkan stały się żywe konie, a dosiadało ich wielu śmiałków,
niejednokrotnie pierwszy raz od lat studenckich. W koncu już tylko krok był od zapakowania się na wozy taborowe i ruszeniu w siną dal, jak za dawnych lat bywało. Co też stało się w roku 2001, od kiedy zaczęliśmy regularnie rajdować. Dwa lata później nastała era rajdobozów, kiedy to towarzystwo zapragnęło pohasać na dużych koniach, urlopując jednocześnie w ekskluzywnych warunkach. Życie zaczęło upływaćć od rajdu do rajdu, od rajdobozu do rajdobozu, a było ich do tej pory odpowiednio 6 i 4. Czas  pomiędzy” okraszaliśmy regularnymi spotkaniami w każdy ostatni wtorek miesiąca w westernowej knajpie „Union Pacific” na wrocławskim rynku, a z czasem także balami karnawałowymi, wigiliami i różnymi innymi okazjonalnymi spotkaniami.

I nie wiedzieć kiedy minęło 10 lat. Przeżylismy wiele pięknych chwil,
spotkań, zabaw, przyjemności. Przyjeżdżali ludzie z całej Polski, a także z dalekich krajów, jak: Niemcy, Szwecja, Holandia, Francja, Anglia, Ameryka, Australia. Powstało mnóstwo zdjęć, filmów, opowiesci, zaistniała strona internetowa. Parę osób w tym czasie odeszło na zawsze.

1. Przyjazd 2. Powitania
3. Nadejszła wiekopomna chwila… 4. Wniesiono tort jubileuszowy

 

I tak oto doczekaliśmy pięknego Jubileuszu, który należało obejść uroczyście. Na miejsce spotkania jubileuszowego wybraliśmy po wielu przemyśleniach pensjonat „Pod Bukiem” w Kątach Bystrzyckich koło Lądka Zdroju, niedaleko kultowej Lutyni. Miejsce wynalazła Jadwiga. Spotkanie miał przygotować wybrany przez Ola Komitet Organizacyjny, a datą spedu był 16-18 listopada 2007 r. Zjechały nan ostatecznie 34 osoby. 

Pensjonat „Pod Bukiem” jest ekskluzywny przytulny, a gospodarze
dołożyli wszelkich staran, żebyśmy się tam czuli dobrze. Do dyspozycji mieliśmy stylowo urządzone pokoje i smaczną, domową kuchnią, a biesiadowaliśmy w jadalni wypełnionej starymi meblami, z kominkiem, na którym buzował ogien. Niestety kilka osób musiało nocować pensjonacie po sasiedzku, gdyż „Pod Bukiem” było tylko 28 miejsc, a wiekszosc starych koni zgłosiła sie na przysłowiowa „ostatnia chwile”. Ta sytuacja była pewnym dysonansem, ale
ostatecznie zabawa była przednia, wiec może ten akcent nie umniejszył jej walorów.

Wiekszość ludzi zjechała na impreze już w piątek, tak że do kolacji zasiadaliśmy prawie w komplecie. Po kolacji siedzieliśmy przy kominku gawedząc, a wieczorem oglądalismy filmy Andrzeja i Jurka z tegorocznego rajdu i rajdobozu. Było miło i rodzinnie.

W sobotę od rana program był napięty. Wcześniej nie wiedzieliśmy jaką pogodą uraczy nas połowa listopada, więc Komitet miał w zanadrzu różne warianty programowe: była w planie wycieczka w góry, jazda konna, basen, wizyta w Lutyni, zwiedzanie Lądka. Jednak rzeczywistość wymusiła tylko spacer po najbliższej okolicy i basen, gdyż nastała prawdziwa zima ze sniegiem, mrozem, sporymi oblodzeniami i nic więcej nie dało się wykonaę. Spora grupa
wyruszyła dziarsko do lasu za wsią, a cześć pojechała do Stronia zażyć kąpieli i jacuzzi w bardzo ładnym i nowoczesnym basenie.

Zasadnicza „Akademia” była przewidziana na godzine 16.00. Wtedy to wszyscy stawili się w strojach organizacyjnych przy w wspólnym stole w sali kominkowej, a na przysłowiowy dobry poczatek Renia wniosła wielki tort z fajerwerkami, oczywiscie własnego wypieku. Panowie odbili szampana, a na środek został wywołany sprawca wszystkiego, czyli Olo. Komitet w imieniu całej starokońskiej braci podziękował mu za to, że stał sie sprawca wszystkiego. Że nas kiedyś skrzyknął, że nas przez te lata „spinał” do kupy, że organizował
wiele imprez lub co najmniej czuwał nad organizacja. Że zawsze był. Olo dostał w podzięce drewniane popiersie konia, jak na Starego Konia przystało, z odnośna tabliczka grawerowana. Po spełnieniu toastu przystapiliśmy do pałaszowania Reniowego wypieku, który był oczywiscie wysmienity. Przy piciu szampana Zgaga wreczyła wszystkim starym koniom legitymacje klubowe, które sama wymysliła i wykonała. W dalszej części Akademii odbyły sie dwa
pokazy w Power Point. Formisia zabrała towarzystwo w podróż
sentymentalna po starokońskim 10-leciu, prezentując wyciag slajdów wykonanych z setek zdjeć różnych autorów powstałych na przestrzeni rzeczonego czasu, opatrzonych odpowiednim  komentarzem. Zgaga przedstawiła przychówek starych koni, co tenże porabia i jak się zmieniał na przestrzeni lat. Wszystko w pięknej oprawie graficznej, również z dowcipnym komentarzem. W trakcie projekcji obu pokazów zapanowała wesołość wielka, wiec w bardzo dobrych nastrojach ruszylismy po ich zakonczeniu do drugiej sali, gdzie Krzyś Lorenz przygotował aukcje obrazów niedawno zmarłego prof. Ludwika Maciąga (nawiasem mówiąc obrazów ze swojej kolekcji). Dochód z aukcji został przeznaczony na wydanie albumu o twórczości Ludwika Maciąga. Do sprzedaży zostało wystawionych 13 obrazów, w tym kilka akwarel i monotypie. Cały dzien obrazki były wystawione na widok publiczny, aby móc   się z nimi oswoić. Trick ten zdał egzamin, gdyż licytacja była bardzo zażarta i to odnosnie każdego prawie egzemplarza. Sprzedano wszystkie obrazki, najtańszy poszedł za 100 zł, najdroższe za 450 (2 obrazy), a łacznie zebrano i przekazano do wydawnictwa 3600 zł. Szczęsliwcy zostali uwiecznieni na wspólnym zdjęciu, po czym udaliśmy sie na pokoje na krótki relaks i pindrzenie. Aby o godz. 19.00 zejść się znowu przy biesiadnym stole, tym razem w części artystycznej.

Część artystyczną oficjalna otworzył szef Komitet  Organizacyjnego Tadziu, a nastepnie wystąpił sam mistrz Olo. Najpierw przemówił, podsumowujac krótko minione 10 lat. Nastepnie jako Jednoosobowa Samozwańcza Kapituła Starych Koni, zarządzeniem z dnia 15 listopada 2007 roku, przyznał wyznaczonym przez siebie osobom ordery, dyplomy i nagrody. Każdemu z tych osób za to, czym się delikwent zasłużył. Śmiechu było co niemiara, a nagrodzone osoby nie omieszkały zadbać o wspólną fotkę. 

W tej bardzo dobrej atmosferze przystąpilismy do pałaszowania obiadu, bo w brzuchach burczało. Jakiś czas po obiedzie odbył sie dalszy etap cześci artystycznej oficjalnej, to jest występ zespołu „Nóżka”, przechrzczonego swego czasu na „Gwiazdy Szeryfa”. Gwiazdy ćwiczyły wczesniej zapamietale i teraz z lekką tremą, jak na gwiazdy przystało, zademonstrowały jeden ze swoich „line-danców”, myląc się całkiem umiarkowanie (a może wcale). Wiekszość towarzystwa znała już ten numer, ale po nim nastapił numer całkiem nowy, to jest prawdziwy kankan, włącznie z demonstracją majtek z falbankami do kolan i szpagatami. Po zakończonych wszelkich częściach planowych, nastała cześć artystyczna nieoficjalna, to jest tańce i swawole do póznych godzin nocnych. Na stół wjeżdżały coraz to nowe dania, odbijano coraz to nowe butelki, a tańce szły pełną parą. Nie obeszło sie bez wężyków, kółeczek, plasów grupowych i tańca na rurze. O północy popłynął jak dzwon toast na zdrowie konia, po czym tańcowano dalej.

Rano umiarkowanie wyspani, ale niezmiennie wygalantowani, zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Spożywaliśmy leniwie gawędząc i nigdzie się nie spiesząc. Panowała miła i rodzinna atmosfera. Po śniadaniu wszyscy ruszyli na spacer, zażyć kapieli tlenowej w okolicznych lasach i pagórkach, a okolica była bardzo ładna i zachecająca do buszowania po jej zakamarkach. Tak dotrwaliśmy do pory obiadowej, kiedy to ruszyliśmy w podróż powrotną do Wrocławia, wkraczając z nadzieja w nowe 10-lecie Starych Koni.

 

Tekst: Ewa Formicka
Zdjecia: Pani Zgaga, Ewa Formicjka, Hanka Olszowska
Opracował i wstawił na strone: Olo

© 2002-2005 Stare Konie All rights reserved. Zalecana rozdzielczość 1024×768 oraz IE 5.5 lub nowszy.

Dodaj komentarz