Na temat spędu były liczne kontrowersje – czy w ogóle go robić, gdzie i kiedy. Rajdowicze twierdzili, że to za blisko rajdu – obydwie imprezy w odstępie zaledwie dwóch tygodni. Warszawska filia Starych Koni od dłuższego czasu miała nam za złe, że spędy organizujemy gdzieś u podnóża Sudetów i dla nich to za daleko. Wszyscy zgodnie uważali, że ostatnio serwujemy trochę zbyt ubogi program. Postanowiliśmy więc, po pierwsze spęd zrobić bliżej Warszawy, a więc w południowej Wielkopolsce, a po wtóre wzbogacić program licznymi atrakcjami turystyczno-krajoznawczymi.
Ostateczny wybór miejsca na XVIII Wiosenny Spęd Starych Koni dokonany został po uprzedniej wizji lokalnej, z udziałem Krzysztofa Lorenza, Andrzeja Olszowskiego oraz moim – z uwzględnieniem opinii Marioli Dębickiej-Pobłockiej z Grabowa. Odwiedziliśmy kilka miejsc – w Kobylej Górze, Mikstacie („Mikstat Las” – były ośrodek szkoleniowy Hitlerjugend) oraz FORAN w Doruchowie gdzie ostatecznie „wylądowaliśmy”.
DORUCHÓW zlokalizowany jest pow. ostrzeszowskim, którego stolica – OSTRZESZÓW – położony jest między Kępnem a Ostrowem Wlkp. przy drodze nr 11, w kotlinie otoczonej Wzgórzami Ostrzeszowskimi. W pobliżu znajdują się dwa najwyższe wzniesienia Wielkopolski – Kobyla Góra (284 m npm) oraz , bliżej, Bałczyna (278 m npm). Około 40 % powierzchni gminy zajmują lasy (grzyby, polowania), malownicze stawy, strumienie, rozwinięta infrastruktura turystyczna/agroturystyka, rezerwaty, (Pieczyska, „Jodły ostrzeszowskie”), ośrodki jeździeckie, wiele ciekawych miejsc i zabytków, itp..
Urodziłem się w Ostrzeszowie, poczułem się więc upoważniony do przygotowania koncepcji programu, przy aktywnej pomocy Marioli.
Więcej >>>
http://www.transvet.com.pl/foran.html – FORAN
W piątek (1.06) rano wyruszyliśmy z Wrocławia dwoma samochodami, – ja z Olem, w drugim był Maciek Czarniecki, który, jak się okazało, jest prawdziwym mistrzem kierownicy. Na trasie spotkaliśmy się na dość dużej stacji benzynowej. – w momencie, kiedy ją opuszczałem, Maciek rozmawiał przez komórkę – i następnie wyjechał na drogę „pod prąd” (w przeciwieństwie do mnie, co jednak wymagało kilkudziesięciometrowego objazdu). Po pewnym czasie dzwoni Maciej – gdzie jesteście, jak Was mam złapać, bo jadę już prawie
150 km/godz. i nic... Maciek – odpowiedział Olo – jesteś znakomitym kierowcą, ale to my jesteśmy lepsi i tak niiiigdy nas nie dogonisz, dlatego lepiej zwolnij – ponieważ ….my jesteśmy za Tobą, z tyłu…
… Ale do celu dotarliśmy już razem…- po drodze odwiedzając Sanktuarium Św. Idziego w MIKORZYNIE, patrona płodności.
„… Wstawiennictwo Św. Idziego okazało się skuteczne i 22 sierpnia 1085r. urodził się (Władysławowi Hermanowi) wymarzony syn. Dano mu na imię Bolesław, a później otrzymał przydomek Krzywousty…” Więcej>>>
http://www.powiatostrzeszowski.pl/po/index.php?option=com_content&task=view&id=70&Itemid=35
http://www.sanktuarium.idziego.of.pl/
Po południu, dojechało jeszcze kilka osób i zgodnie z planem przewodnictwo naszej grupy objął Pan Ryszard Mazur, kierownik Gminnego Ośrodka Kultury w Doruchowie, który przez kilka godzin oprowadzał nas po okolicy i interesująco opowiadał o historii i współczesności tej gminy.
Najpierw odwiedziliśmy wieś TORZENIEC, gdzie zlokalizowany jest obelisk upamiętniający fakt jednej z pierwszych na ziemiach polskich zbiorowych egzekucji 34 mieszkańców wsi i jeńców wojennych, dokonanej przez Wehrmacht już 1 i 2 września 1939r.
DORUCHÓW znany jest z „Uciesznego teatrum, albo sprawiedliwego niektórych niewiast karania” czyli ostatniego (1775 r.) na ziemiach polskich procesu czarownic i następnie spalenia na stosie 14 kobiet, oskarżonych o rzucanie czarów na dziedziczkę Doruchowa, która „..gdy dostała wielkiego bólu w palcu, a włosy na jej głowie zaczęły się zwijać – uznała, że jest to niewątpliwie urok rzucony przez wiedźmy”. Po próbie pławienia w wodzie, licznych i urozmaiconych torturach, kobiety w beczkach przywieziono na miejsce, wciągnięto na stos, przyciskając im kark i nogi dębowymi klocami…. Stos płonął całą noc…- oczywiście na miejscowej Łysej Górze (Wzgórzu Czarownic), która nie wzbudziła jakoś w nas większego przerażenia- kilka lat jednak minęło, a dziedziczki (nie mając kołtuna) też nie są już tak zawzięte…
Egzekucja w Doruchowie wywołała ogromne poruszenie w całym kraju – rok później sejm zabronił tępienia czarów za pomocą tortur i zniósł karę śmierci za nie…
W Doruchowie znajduje się także kościół, obok którego zlokalizowany jest grobowiec rodziny Thielów, miejscowych b.właścicieli ziemskich – m.in. ppłk Stanisław Thiel dowodził przebywającym tu sztabem Frontu Południowego w trakcie powstania wielkopolskiego.
W mini-muzeum (Izbie Pamięci) w Gminnym Ośrodku Kultury zapoznaliśmy się ze starymi sprzętami codziennego użytku, ubiorami i obyczajami mieszkańców tych okolic.
Więcej >>
http://www.doruchow.pl/ >> banerek >> „więcej o gminie Doruchów” (m.in.)
Po powrocie do „miejsca zakwaterowania”, powitaniu przybyłych w międzyczasie osób, spożyciu obiadokolacji, resztę wieczoru spędziliśmy przy ognisku, kiełbaskach i piwie oraz śpiewach i rozmowach – nie zapominając oczywiście o nieśmiertelnym „Zdrowiu Konia”.
Sobotnia (2.06) jazda konna zapowiadała się interesująco, m.in. ze względu na pogodę – i zapewne taka byłaby do końca, gdyby nie przykry incydent, który zakończył się niestety w szpitalu w Ostrzeszowie. Pechowcem okazał się Andrzej Gasiński, który nie zdążył jeszcze dobrze ulokować się w siodle, kiedy znalazł się na ziemi, odnosząc dość poważne obrażenia (zwichnięcie i złamanie) łokcia. Natychmiast musiałem go zawieźć do szpitala – prześwietlenie potwierdziło konieczność przeprowadzenia operacji – pozostał w szpitalu z unieruchomioną ręką. Konieczny zabieg odbył się kilka dni później w Piekarach Śląskich. Ten dzień i konie nie były szczęśliwe również i dla córki Andrzeja, Karoliny, która została zmuszona do rozstania się ze swoim rumakiem w trakcie ponad 3 godzinnej jazdy w terenie, na wytyczonej 18 km leśnej trasie. W spacerze uczestniczyło 8 koni, kilkanaście osób ulokowało się na znacznie bezpieczniejszym wozie, który towarzyszył jeźdźcom. Wóz jechał pięknymi ostępami leśnymi, na przemian wśród wysokopiennego boru, młodniaków, leśnych polan, przeważnie stępa, a za nim kawalkada jeźdźców. Niestety pierwsze kilometry dla konnych nie były zbyt ciekawe, gdyż konie, „wystane” poprzedniego dnia, były pełne energii, a wypadek, który się zdarzył przed stajnią, nie nastrajał do ciekawszych ewolucji jeździeckich. Dopiero później, było sporo kłusa, nieco galopu.
Popołudniowy program turystyczno-krajoznawczy, czyli samochodowy rajd po ziemi ostrzeszowskiej zaczęliśmy od GRABOWA /nad Prosną, gdzie mieszka Mariola Pobłocka. Jest to była wieś królewska, znana od XIIIw, – odwiedziliśmy zespół budynków pofranciszkańskich, z neobarokowym kościołem, gdzie znajduje się Izba Pamiątek, muzeum pszczelarstwa, biblioteka. Charakterystyczne – co pokazuje odsłonięty kawałek ściany – jest to, że do jego budowy wykorzystano rudę żelaza, jako tani i łatwy w obróbce materiał, co można zauważyć i przy innych budowlach w tych okolicach.
Dzisiejszy Grabów to także spożywcza spółka giełdowa Profi S.A. – pasztety, zupy, II dania, itp… – z tego też powodu nasz krótki pobyt zwiększył znacząco obroty handlujących tymi produktami miejscowych sklepów…
Mówiąc o Grabowie nie można nie wspomnieć o rzece PROSNA – lokalnej Rospudzie… http://www.powiatostrzeszowski.pl/po/index.php?option=com_content&task=view&id=70&Itemid=35&limit=1&limitstart=3
Kolejnym naszym celem był KOTŁÓW, najstarsza osada na tej ziemi (XI w), z najciekawszym w okolicy zabytkiem zlokalizowanym na Kotłowskiej Górze (230 m npm) czyli romańskim kościołem z XII w. który – wg legendy – budowali aniołowie, a kamienie do budowy nosiły diabły. Pochodziły one z kamieniołomu fundatora Piotra Włostowica w Sobótce (D.Śl.),
W świątyni powitał nas, niezwykle życzliwie i sympatycznie, Proboszcz ks.Adam Kosmała, na wstępie prezentując zupełnie niezłą znajomości naszej strony internetowej.
We wnętrzu kościoła zwraca uwagę piękny rokokowy ołtarz główny z obrazem Matki Boskiej Kotłowskiej, autorstwa wrocławskiego artysty Adama Scholza (1605r).
Kotłów znany jest również z zaistniałego 40 lat temu konfliktu między parafianami a Kurią Metropolitalną w Poznaniu, w wyniku mianowania nowego proboszcza wbrew woli parafian, żądających awansowania dotychczasowego wikarego. Konfrontacja ta w kolejnych fazach, przybierała formy i natężenie właściwe raczej dla wojen religijnych – „… podział dotknął prawie każdą rodzinę.., dzieci wystąpiły przeciwko rodzicom…brat poniósł rękę na brata… problemem stał się pochówek zmarłych – nawet ich traktowano jako wrogów… Dochodziło do wzajemnych prześladowań, niszczenia dóbr, a nawet walk”. Po kilku latach, mimo usiłowań i nacisków wiernych, „ich” proboszcz nie tylko nie został przez Kurię zaakceptowany – a wręcz przeciwnie, „zasuspensowany i ekskomunikowany” na wskutek przestępstw kanonicznych. W odpowiedzi, większość parafian wraz z (byłym już) księdzem zadeklarowało przejście do Kościoła Polskokatolickiego – powstała nowa parafia polskokatolicka. Konflikt trwał nadal… Na początku lat 80-tych zakończono budowę nowego kościoła, (arch. Wacław Kozieł z Wrocławia), mającego obecnie najwyższy status jedynej w kraju Prokatedry polskokatolickiej – (katedry znajdują się we Wrocławiu, Częstochowie i Warszawie). Aktualnie w parafii w Kotłowie mniejszość (ok. 700 osób) należy do Kościoła rzymskokatolickiego, większość (ponad 2000 osób) – do Kościoła polskokatolickiego. Początkowa nienawiść zamieniła się w pokojowe współistnienie – rodziny już się ze sobą spotykają, rozmawiają, mimo, że chodzą do różnych kościołów. Obydwa Kościoły mają podobną liturgię i doktrynę – podstawowe różnice, to odrzucenie dogmatu o nieomylności papieża, zniesienie celibatu księży oraz spowiedź powszechna obok spowiedzi usznej.
Opuszczając kościół po niezwykle interesującym spotkaniu z księdzem Adamem Kosmałą, zadawaliśmy sobie nawzajem pytanie – jak mogło do tego dojść w Europie w II poł. XX w !?
…. Niestety, ulewa uniemożliwiła nam podziwianie ze wzgórza w Kotłowie wspaniałych widoków na doliny Prosny i Baryczy, leżące 100-150 m niżej.
Więcej >>>
http://www.opiekun.kalisz.pl/148/tekst_5.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kot%C5%82%C3%B3w#Zabytki
Z Kotłowa udaliśmy się do MIKSTATU – miasteczka nazywanego często żartobliwie „małym Paryżem” ze względu na podobieństwo herbów obu miast (Gozdawa – podwójna biała lilia andegaweńska ze złotą przepaską). W strugach deszczu zatrzymaliśmy się przy cmentarzu, gdzie znajduje się zabytkowy kościółek drewniany Św. Rocha z XVIIIw, kryty gontem i blachą.
Ciekawostką jest odpust Św. Rocha, który od wielu pokoleń przypada w Mikstacie na dzień 16 sierpnia – mieszkańcy gminy przyprowadzają wtedy na poświęcenie zwierzęta gospodarskie i domowe, aby Św. Roch chronił je od chorób.
W Mikstacie urodził się Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz , który uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego w Ostrzeszowie.
Z Mikstatu wyruszyliśmy do stolicy powiatu – OSTRZESZOWA > www.ostrzeszow.pl; http://pl.wikipedia.org/wiki/Ostrzesz%C3%B3w) gdzie przed budynkiem starostwa powiatowego oczekiwał na nas Pan Bohdan Ogrodowski – szef promocji starostwa, który opowiedział nam o historii oraz współczesności miasta, gminy i powiatu. Spotkanie odbyło się przy tablicy upamiętniającej kilka tysięcy ofiar akcji wysiedleńczej i wywłaszczeniowej w czasie okupacji hitlerowskiej – mieszkańców ziemi ostrzeszowskiej.
Ponadto, w okresie (1940-45) przez obóz jeniecki w Ostrzeszowie przewinęło się ok. 150 tyś. (przy 5 tyś stałych mieszkańców) internowanych cywilów oraz jeńców alianckich różnych narodowości. Wśród uwięzionych znalazł się o. Maksymilian Kolbe, skąd został wywieziony do obozu koncentracyjnego, co upamiętniają tablice pamiątkowe.
Ponowne opady deszczu zmusiły nas do obejrzenia wyłącznie przez szyby samochodu m.in. pomnika harcerzy (ok. 3 metrowa lilijka), dokumentującego bardzo bogate tradycje harcerstwa ostrzeszowskiego, oryginalny basen kąpielowy w lasku brzozowym, stadion (popularny Cross Ostrzeszowski), itp..
Wyjeżdżając z Ostrzeszowa, odwiedziliśmy w szpitalu kontuzjowanego Andrzeja, będącego po kolejnych badaniach i w dobrym ( w miarę) humorze, zadowolonego z opieki.
Ponieważ nadal lało, sobotni wieczór spędziliśmy nie przy ognisku, lecz w sali, przy filmach Andrzeja Lisowskiego, rozmowach oraz degustacji różnych płynów – oraz chleba ze smalcem (m.in.)…. Odwiedził nas również nasz przewodnik z Ostrzeszowa Bohdan Ogrodowski z małżonką, którego uhonorowaliśmy okolicznościowym dyplomem.
Niedziela (3.06) – na poranną, godzinną jazdę konną zdecydowały się tylko dwie osoby – koleżanka- Szwedka oraz Krzysztof Cholewicki (Kach).
Śniadanie, pakowanie, rozliczanie, alokacja pasażerów do poszczególnych samochodów oraz -jeszcze przed ostatecznymi pożegnaniami i wyjazdem – sesja zdjęciowa z udziałem ogiera „Halogen”, wnuka słynnego ogiera EL PASO, sprzedanego do USA na aukcji w Janowie w 1981r za kwotę 1 mln USD. ( Wcześniej został tam wypożyczony i w 1976 r zdobył tytuł championa USA ). Było to w okresie światowej koniunktury na konie arabskie, kiedy padały cenowe rekordy za polskie araby – w 1985 r. na aukcji w USA klacz Penicylina została sprzedana za 1,5 mln dolarów, Diana – za 1,2 mln dolarów a ogier Bandos w 1983 r. osiągnął cenę 806 tys. USD.
(Polecam >> http://serwisy.gazeta.pl/turystyka/1,50355,399667.html?as=1&startsz=x
Po opuszczeniu gościnnego FORANU, w mniejszej już nieco grupie ponownie udaliśmy się do OSTRZESZOWA, tym razem do Muzeum Regionalnego im. Wł. Golusa, znajdującego się w Ratuszu na rynku.( http://ock.ostrzeszow.pl/index.php/muzeum_regionalne) Najpierw obejrzeliśmy wystawę poświęconą Antoniemu Serbeńskiemu (1886-1957), absolwentowi krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, uczniowi m.in. Leona Wyczółkowskiego, znanemu w płd. Wielkopolsce (i nie tylko) artyście, głównie pejzażyście, stosującemu w swoich pracach różnorodne techniki (olej, akwarela, pastel, ołówek, drzeworyt). Wniósł on w środowisko ziemi ostrzeszowskiej i południowej Wielkopolski powiew innego świata, galicyjski koloryt oraz młodopolską nonszalancję, nie mogąc jednak początkowo liczyć na zrozumienie i akceptację. W Ostrzeszowie spędził prawie ćwierć wieku, w br. przypada 50 rocznica Jego śmierci – pochowany jest na miejscowym cmentarzu.
Jedną z wiodących kolekcji muzeum stanowią pamiątki, dokumenty, fotografie z okresu II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem pamiątek norweskich. Po klęsce Norwegii niemieckie władze okupacyjne wystosowały do norweskich oficerów pismo, którego nagłówek brzmiał dosłownie „Zaproszenie do internowania”. Zobowiązywało ono żołnierzy do stawienia się w punktach zbornych – po wywiezieniu z Norwegii i przejściowym pobycie w obozach jenieckich na terenie Polski, oficerowie ci trafili do oflagu XXI C w Ostrzeszowie w sierpniu 1943 r. Do wyzwolenia w obozie przebywało ich ponad 1100, w tym naczelny dowódca norweskich sił zbrojnych generał Otto Ruge.
W 1982 r muzeum nawiązało współpracę z norweskim środowiskiem kombatanckim dzięki pracownikowi Norweskiego Czerwonego Krzyża, którego ojciec również był więźniem oflagu – stając się z czasem kompetentnym ośrodkiem muzealno-dokumentacyjno-informacyjnym, dotyczącym norweskich oficerów więzionych w czasie II wojny światowej w obozach jenieckich na terenach okupowanej Polski.
(Więcej info >> http://oflag21c.ovh.org/ )
Stała wystawa w muzeum nosi tytuł „Oficerowie norwescy w oflagu XXI C” – w dniach 29.06-1.07 br. w ramach, Dni Ostrzeszowa odbędzie się cykl imprez polsko-norweskich, w tym sesja..
Następnie udaliśmy się do baszty, będącej pozostałością po zamku obronnym z XIV wieku, która po odrestaurowaniu stanowi punkt widokowy (24m) umożliwiający podziwianie panoramy miasta i okolic, w tym zabytków. Jednym z nich jest klasztor pobernardyński z przełomu XVII/XVIII w. na miejscu wcześniejszego, drewnianego spalonego w czasie najazdu szwedzkiego. Obecnie znajduje się tam klasztor Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Inne ciekawsze zabytki, widoczne z wieży to m.in. późnogotycki kościół farny z połowy XIV wieku oraz wieża wodociągowa z 1917 r. W baszcie znajduje się również ekspozycja narzędzi tortur, świadcząca o dużej kreatywności ich konstruktorów oraz dobrej znajomości ludzkiej anatomii. Ponadto – ich specyficznym poczuciu humoru, albowiem niektóre z urządzeń to innowacyjne projekty, budowane z myślą i intencją uczynienia „procedur śledczych” bardziej humanitarnymi (sic!). Mogła się o tym przekonać nasza Pani ZGAGA, która bez większego uszczerbku na zdrowiu zasiadła (i potem jeszcze wstała o własnych siłach) na fotelu z kolcami – czyżby wpływ / współczesne wcielenie którejś z „pań z Doruchowa” ? Po muzeum i baszcie kompetentnie oprowadzała nas pani pracująca w muzeum.
Kolejny – i ostatni już etap to ANTONIN. Niewiele brakowało, aby na trasie doszło do kolizji samochodu Andrzeja Lisowskiego z moim – z analizy tej sytuacji przez pryzmat kodeksu drogowego jednakże rezygnuję – najważniejsze, że na miejscedotarliśmy bez problemów…Antonin to przede wszystkim Radziwiłłowie (ordynacja przygodzicka) i pałacyk myśliwski, wybudowany w latach 1821- 1826 w/g projektu znanego architekta berlińskiego Karola Fryderyka Schinkla dla Księcia Antoniego Radziwiłła, herbu Trąby, namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego, mianowanego na to stanowisko przez króla pruskiego w 1815r. Przed wizytą w pałacyku udaliśmy się do kaplicy grobowej Radziwiłłów, znajdującej się po przeciwnej stronie drogi, która jest dostępna wyłacznie po uprzednim umówieniu się. Mauzoleum to nawiązuje zarówno do stylu romańskiego jak i bizantyjskiego, w dużym oknie znajduje się witraż z Matką Boską Ostrobramską – ślad powiązań Radziwiłłów z Litwą. Zwraca uwagę, pochodzący prawdopodobnie z VI w. i wykonany na terenie państwa bizantyjskiego, bogato rzeźbiony łuk triumfalny z białego marmuru, przedstawiający 240 misternych figur, z których każda jest inna. Po zdemontowaniu wspólnymi siłami części podłogi zeszliśmy do podziemi, gdzie znajdują się trumny kilkunastu członków tej magnackiego rodziny. Niektóre z nich są uszkodzone, m.in. przez złodziei, a także zapewne przez ks. Michała (8 imion) Radziwiłła („Rudego”), ostatniego ordynata przygodzickiego i „czarnej owcy” w rodzinie. Jego hulaszczy tryb życia, złe zarządzanie majątkiem i w efekcie znaczne straty, spowodowały ustanowienie kurateli sądowej. Rozwścieczony „Rudy” powyrzucał w odwecie z krypty trumny ze zmarłymi członkami rodziny, w tym swojego syna Michała, który zginął śmiercią lotnika w 1920r.Część trumien wróciła potem do podziemi, jednakże 9 z nich nadal znajduje się w ziemi/grobach na przykościelnym cmentarzyku. Po wybuchu II wojny światowej Michał – który od najmłodszych lat uważał się za Niemca – w ohydnym geście podarował pałac w Antoninie Adolfowi Hitlerowi, co jednak nie uchroniło go przed koniecznością opuszczenia Antonina i oskarżenia o kontakty z Żydami… zmarł w 1955r. w wieku 85 lat na Wyspach Kanaryjskich w majątku swojej drugiej żony, którą zresztą wiele lat wcześniej opuścił dla innej kobiety, planując przy tym popełnienie bigamii…
Więcej info >> http://pl.wikipedia.org/wiki/Radziwi%C5%82%C5%82owie
Wspomniany już pałacyk myśliwski był ostatnim etapem naszych wojaży. Oryginalność tej budowli polega m.in. na tym, że jest wzniesiona na planie ośmioboku z czterema skrzydłami, oraz z uwagi na zastosowany budulec – cegła i ruda darniowa dla poziomu piwnic oraz drewno modrzewiowe z ceglanym wypełnieniem dla pozostałych 4 kondygnacji. Środkową część budynku zajmuje tylko 1 ośmioboczna, trzykondygnacyjna sala myśliwska z ozdobnym stropem, wspartym na centralnej kolumnie, mieszczącej kominki i przewody kominowe. W pałacu tym, na zaproszenie ks. Antoniego Radziwiłła, przebywał (co najmniej dwukrotnie w 1827 i 1829) i koncertował Fryderyk Chopin – pamiątki po kompozytorze zgromadzone są w wydzielonym Salonie Chopinowskim. W pałacyku odbywają się koncerty i festiwale –
więcej >>
http://www.polskiedwory.pl/pages/polska/ostrow1.html
http://www.ckis.kalisz.pl/antonin/antonin.php
Po wypiciu kawy, konsumpcji lodów i słodkości w ładnym bardzo wnętrzu/scenerii oraz spacerze po parku, rozjechaliśmy się do swoich domów.
Niestety, nie wszystkie zgłoszone osoby pojawiły się na Spędzie – szkoda również, że reprezentacja stolicy przybyła w tak osłabionym składzie, aczkolwiek znakomitym – pomimo dogodnej lokalizacji (względnej bliskości Warszawy) oraz wielu wolnych miejsc w samochodzie Jurka Tabora.
Dotarła za to reprezentacja Europy płn. – Halina Rehnqvist (Kubzdela) wraz ze swoimi dwoma koleżankami – Szwedkami. Halinki nie widziałem ok. 30 lat – aczkolwiek nie może to chyba być prawda, bo w tak zamierzchłych czasach to na truskawki wybierała się jeszcze wówczas z drabiną…
Ze swojej strony wszystkim bardzo dziękuję – zawiedzionych i nieusatysfakcjonowanych – przepraszam!
Wojciech Hendrykowski – wojthen@wp.pl
W tekście wykorzystano m.in. informacje zawarte w książce Marka Olejniczaka „Między Prosną a Baryczą” (wyd. PTTK Ostrów Wlkp 2001) oraz materiały Muzeum Regionalnego w Ostrzeszowie im. Wł. Golusa.
===================================================================
|
Pamiątkowa fotografia uczestników XVIII spędu |