Może warto napisać parę słów o genezie tego spotkania. Jeszcze w Salinie doszliśmy do wniosku, że na modłę dawnych spotkań porajdowych warto zorganizować spotkanie posalińskie. Ustaliliśmy z grubsza termin, a Majka Ogielska oznajmiła, że zna miejsce świetnie nadające się do tego celu i gotowa jest sprawę popilotować. Cóż z tego skoro okazało się, że miejsce choć istotnie atrakcyjne jest obłożone rezerwacjami do końca roku. W dodatku Majka z powodów rodzinnych nie będzie mogła w ogóle wziąć udziału w spotkaniu. Zaczęliśmy więc usilnie poszukiwać jakiegoś innego miejsca. Wreszcie Iwona zaproponowała, że może zająć się organizacją spotkanie w „Trzcinowy Zakątku” – miejscu, które odkryła w ubiegłym roku. W międzyczasie spora grupka „Starych Konie” Stwierdziła, że jak spotkanie, to dlaczego tylko salinian. Postanowiłem więc, że zorganizujemy regularny Spęd Starych Koni i nadamy mu kolejny numer XXVIII. Tak też się stało. Początkowo liczba chętnych przekroczyła trzydziestkę i wciąż rosła. Wszakże różne sprawy rodzinne, zdrowotnie i losowe nie pozwoliły wielu z nich przybyć. Ostatecznie w spędzie wzięło udział 20 osób, z czego „salinianie” stanowili mniejszość.
A teraz kilka słów o „Trzcinowym Zakątku”. Jest to agroturystyka w Miastku, na pojezierzu Lubuski, w terenie często odwiedzanym przez dawne rajdy AKJ-towskie. Iwona odkryła to miejsce w ubiegłym roku i zachwyciła się nim, co wcale nie okazało się przesadą. Miejsce „kultowe” w pięknym otoczeniu. Pokoje wygodne, schludne, choć nie luksusowe. Konie świetnie ułożone, kajaki, smakowita kuchnia, szalenie mili gospodarze. Wokół urozmaicone tereny do jazd i niezliczone szlaki rowerowe, piesze i wodne do kajakowania (tego ostatniego nie mogliśmy niestety doświadczyć).
1. Trzcinowy Zakątek – czyli wszystko co nam potrzeba do szczęścia | 2. Agroturystyka „Trzcinowy Zakątek” w penej krasue |
Do Trzcinowego Zakątka zaczęliśmy zjeżdżać się w piątek. Z radością powitaliśmy Woja Woyta i Laluchę, którzy mimo trudnych warunków, gnali przez pół Polski by się z nami spotkać. Program rozpoczęliśmy uroczystym ogniskiem połączonym z grillem. Gospodarze zaserwowali nam przeróżne pieczone mięsiwa i smaczne sałatki. Gdy wydawało się że konsumpcja dobiega końca, Renia wystąpiła ze wspaniałym deserem – ciastem orzechowo-migdałowym, co wszyscy Przyjęli entuzjastycznie jako wspaniałe zakończenie uczty. Oczywiście skoro był Wuja Woyt, to była gitara, śpiewy i nawet tańce przy ognisku. O dziwo śpiewy wchodziły nam nie najlepiej. Mieliśmy trzy niekompatybilne śpiewniki, a do tego brakowało nam etatowych „zapiewajłów”, Henia którego zmogła niestrawność i Doroty która miała przyjechać dopiero nazajutrz. O trunkach tu nie wspominam, były i to zacne, w stosownych ilościach. Balowaliśmy do późnych godzin nocnych.
3. Zapłonęło ognisko | 4. Kiełbasy i kaszanki z grila szybko znikały z talerzy |
5. Trzeba przy ognisku trochę pośpiewać | 6. …. i potańczyć |
Nazajutrz, w sobotę, wszyscy stawili się punktualnie o godz. 9-tej na śniadaniu, bo program był bogaty. Jeźdźcy po śniadaniu osiodłali i dosiedli rumaków, a pozostali wybrali się spacerem do nieodległego Górska, gdzie pan Murek – rzeźbiarz, stworzył kolekcję ptaków własnoręcznie wystruganych i odpowiednio pomalowanych. Oglądaliśmy to kilkanaście lat temu, ale to jest nie jedyny jego wyczyn. Już wówczas, rozpoczął wiekopomne dzieło – ilustrację Pana Tadeusza w postaci wielkich płaskorzeźb. Obecnie zilustrował już osiem ksiąg – po trzy płaskorzeźby (1m x 1,5 m) na każdą księgę. Prócz tego można podziwiać liczne rzeźby figuralne (w drzewie) pochodzące z odbywających się w Górsku plenerów rzeźbiarskich.
Gdy piesi i konni powrócili z wycieczki czekała na nas gorąca zawiesista zupa, którą rozgrzaliśmy się, by następnie zasiąść do bryki. Gospodarz obwiózł nas po okolicy. Podziwialiśmy kolorowe jesienne lasy, wyzłocone od klonów i zaczerwienione od buków. Wszystko na tle soczystej zieleni sosen. Z punktu widokowego obejrzeliśmy jezioro Dominickie i okolice w których rajdowaliśmy w zamierzchłych AKJ-towskich czasach. Na bryczce rozgrzewaliśmy się ekologicznymi trunkami, zresztą wszystko było nadzwyczaj ekologiczne, wszak to tereny „Natura 2000”.
11. Przejażdżka wozem konnym po okolicy | 12. Tuczarnia gesi – niedługo Świętego Marcina |
Wróciliśmy gdy zaczęło zmierzchać. Jak nieco ogarnęliśmy się czekała już na nas wystawna kolacja, a że to się działo w oktawę imienin Jadwigi i urodzin Pani Zgagi, która to w dodatku zdobyła w tym roku Mistrzostwo Polski w jakiejś konkurencji kowbojskie, więc na stół wjechały znów pyszna ciasta, zaś Olowie, którzy obchodzili w tym roku czterdziestolecie ślubu wystąpili z okazałą flachą whisky. Gospodarze zapewnili muzykę i zimny bufet, więc zabawa była szampańska. Rozpoczęły się tańce i na przemian, śpiewy przy wujowej gitarze. Ze śpiewami szło nam trochę lepiej (była już Dorota), ale i tak stwierdziliśmy, że trzeba zmontować i powielić śpiewnik z prawdziwego zdarzenia. Wuja Woyt zaproponował, aby pięć osób wytypowało zastaw piosenek i te które się powtórzą trzykrotnie wejdą do śpiewnika. Osoby te zostaną wybrane spośród najaktywniejszych śpiewaków. Wuja zrobi selekcję i zadba by śpiewnik został wydane. Słowa piosenek powinny być wydrukowane możliwie dużymi czcionkami.
Zabawę zakończyliśmy jak nakazuje tradycja wypiciem zdrowia Konia. A że na nazajutrz miał zostać zmieniony czas na zimowy, w proteście przeciw temu wypiliśmy zdrowie Konia o godzinę wcześniej (zamiast o godzinę później). Nie mniej wszyscy byli zadowoleni, że jutro pośpimy trochę dłużej.
14. Po kolacji sładkości od ofiarodawczyń | 15. Trzeba teraz pospiewać |
16. …. i potańczyć w zacisznym lokalu | 17. …. a na koniec wypić zdrowie Konia |
Niedzielne śniadanie było równie smaczne i obfite jak dotychczasowe posiłki. Wielkopolska słynie z dobrych wędlin, a gospodarze zadbali też o obfitość pomidorów, ogórków i innych wiktuałów na stole. Po śniadaniu niektórzy poszli na jazdę konną, inni na spacer po lesie. Ustaliliśmy, że w Trzcinowym Zakątku spotkamy się w przyszłym roku na wiosnę (24-26 maja 2019), a o szczegółach porozmawiamy jeszcze na wigilii klubowej (14 grudnia 2018). Nadeszła pora pożegnań, bo niektórych czekała daleka droga. Zaczęliśmy się rozjeżdżać każdy w swoja stronę. Pogoda, która dotąd dopisywała zaczęła się psuć. Wracaliśmy w deszczu, ale z nadzieją, że znów słońce zaświeci, a my niedługo spotkamy się znowu.