…Mikołajkonie, a może Mikołakoniki (polskie) |
---|
M I K O Ł A J K O N I E
czyli Mikołajki ‘08
(23-31 sierpnia 2008)
Pod koniec sierpnia br. Stare Konie ruszyły na Mazury. Ponieważ Rakowo odbyło się w tym roku w maju, a termin sierpniowo-wrześniowy wszedł jakby na stałe do starokońskiego kalendarza, więc należało coś z tym fantem zrobić. Wiosną Andrzej P. poddał pod rozwagę wyjazd do Mikołajek, do stacji hydrobiologicznej PAN, z którą jest zawodowo związany. Co prawda nie ma tam koni, ale miejsce urokliwe, wkoło jeziora i inne atrakcje turystyczne, standard stacji bardzo dobry, więc może by tak coś innego? Pomimo wizji końskiej posuchy pomysł od razu „chwycił” i zaczął żyć swoim życiem.
Z tymi końmi nie do końca miało być beznadziejnie – podobno w okolicy pojawia się co roku pewien człowiek ze stadkiem koni i wynajmuje je pod wierzch, a kierowniczka stacji obiecała jazdy obstalować. Ponadto słyszeliśmy z plotek, że wielką przygodą jest buszowanie po rezerwacie w Popielnie na konikach polskich, co jest dość łatwe do przeprowadzenia, tyle, że do Popielna jest kłopotliwy dojazd. Więc nadzieja na jakieś konie istniała. Jednak nie wyglądało aby ktoś się specjalnie napinał na wczasy w siodle, więc zostawiliśmy sprawy swojemu biegowi. Żeby skończyć temat koni to należy w tym miejscu nadmienić, że zupełnie nie wypaliły. Facet ze stadkiem nie przyjechał, a inne ośrodki jeździeckie zlokalizowane były daleko, nie mniej niż 20 km od naszego obozu, a ceny panowały zawrotne. Natomiast w Popielnie nie było tego lata ani koni do jazdy ani instruktora. Trzeba jednak podkreślić, ze jakoś specjalnie nie cierpieliśmy z tego powodu. No, może 2 osoby trochę ucierpiały…
23 sierpnia w stacji hydrobiologicznej PAN w Mikołajkach stawiła się „silna grupa pod wezwaniem” w osobach: Hania i Olo, Marycha i Heniu, Zgaga, Renia i Andrzej, Ewa i Jurek, Majka, Jadwiga i Walter, Halina i Szwedka Eva (obie ze Szwecji), Staszka i Włodek. Grupę tą zasilali od czasu do czasu końscy żeglarze, którzy żeglowali po okolicznych akwenach i odwiedzali nas wieczorami, a byli to: Ewa i Jan, Jurek medialny i Jurek doktor. A pod koniec pobytu dotarła cała kupa gości w osobach: Astrid z Andrzejem, Krzysiek z Grażynką, warszawska Ruda i Maria Grazia z Włoch. Więc jak widać okresowo było dość kameralnie, a okresowo bardzo się zaludniało.
Po długiej jeździe trzeba rozprostować nogi | W jadalni |
Przyjemną niespodzianką był bardzo wysoki standard obiektu, a przede wszystkim ładne 2-osobowe pokoje z łazienkami, co jest naszym odwiecznym życzeniem, ale nie zawsze spełnianym. Było też wyśmienite jedzenie w dużych ilościach, a naszą opiekunką i dobrym duchem była nieoceniona pani Irena Sawicka, dogadzająca na wszelkie sposoby.
Na piwku w Mikołajkach |
Na rybce |
Na promenadzie w Mikołajkach | Wiczorem tańce |
Stacja położona jest w lesie nad samym jeziorem Mikołajskim, na przeciwległym brzegu niż kurort Mikołajki. Do miasteczka jest ok. pół godziny drogi, a same Mikołajki to obecnie popularne i gwarne letnisko, pełne turystów i imprez, a także sklepików z bursztynem i pamiątkami. Wzdłuż jeziora ciągnie się urokliwa promenada, a na wodzie cumują dziesiątki jachtów.
Spędziliśmy urlop bardzo turystycznie, zwiedzając co tylko się dało i dopełniając tradycji, że na naszych urlopach zawsze jest bardzo aktywnie i nie ma przyzwolenia na lenistwo.
Niedzielę przeznaczyliśmy na buszowanie po kurorcie. Dzień mimo beznadziejnych prognoz był słoneczny i dość ciepły, więc zaczęliśmy od piwa na rynku w małej knajpce, a skończyliśmy w smażalni ryb nad wodą na bardzo drogiej i bardzo smacznej rybie.
Potem smęciliśmy się tu i tam, trochę po sklepach, trochę po promenadzie, trochę po własnym ośrodku. Wieczorem w sali kominkowej odbyła się kolacja powitalna z tańcami. Potańczyliśmy do muzyki mechanicznej, posiedzieliśmy przy ogniu gawędząc i sącząc rozmaite trunki, nastrój był luźny i wesolutki.
Po skończonej potańcówce część osób przeniosła się na taras rekreacyjny, by posiedzieć jeszcze trochę na powietrzu, bo spać się nie chciało. Coś tam sączyliśmy, śmialiśmy się z byle czego. Niebo było niesamowicie rozgwieżdżone, a w dali migały dziesiątki światełek w rozbawionych, letnich Mikołajkach. Siedzieliśmy do północy.
Przy makiecie „Wilczego Szańca” |
Zwiedzamy zakamarki „Wilczego Szańca” |
W poniedziałek nie miało się na upał, więc zaplanowaliśmy wycieczkę po najważniejszych, okolicznych atrakcjach. Najpierw pojechaliśmy do Gierłoży zwiedzać „Wilczy Szaniec”, czyli kwaterę główną Hitlera. W czasie wojny na powierzchni 2,5 km kw było tu 80 budowli, w tym 50 bunkrów o ścianach grubości do 8 m. Trafiła się nam bardzo fajna przewodniczka, która w ciekawy sposób opowiedziała historię tego miejsca, w tym historię słynnego zamachu na Hitlera, oprowadziła też po obiekcie. Kwatera przed wejściem Armii Czerwonej została wysadzona w powietrze, jednak jest jeszcze co oglądać i jest czego posłuchać. Bunkry robią wielkie wrażenie.
Z Gierłoży pojechaliśmy do Reszla zobaczyć stary zamek. Reszel leży już na Warmii i zawsze był miastem polskim, w przeciwieństwie do krainy Wielkich Jezior. Zamek zbudowali krzyżacy, ale od XV w. był siedzibą biskupów warmińskich, a samo miasteczko było ważnym centrum kulturalnym. Tutaj również trafiliśmy na sympatycznego przewodnika, który oprowadził po zamku, a potem sami zwiedziliśmy w dość szybkim tempie resztę miasteczka.
Bo śpieszyliśmy się do Świętej Lipki, aby zdążyć na ostatni koncert organowy w słynnym barokowym sanktuarium. Sanktuarium to należy do najsłynniejszych zespołów barokowych w kraju, a jego największą atrakcją są stare organy z ruchomymi figurkami, o przepięknym brzmieniu. Latem o każdej pełnej godzinie można wysłuchać krótkiego 20-minutowego koncertu, a jest to wielka uczta duchowa. Nam udało się wysłuchać m.in. „Ave Maria” Godunowa, „Toccatę” Bacha, „Poloneza” Ogińskiego i parę innych znanych perełek organowych.
Przy zamku w Reszlu |
Widok z zamku na miasteczko |
Wróciliśmy do stacji naładowani historią, muzyką i głodni jak licho. Wieczorem siedzieliśmy przy kominku.
We wtorek nadal było słonecznie, ale wciąż dość chłodno, więc nadal nie było warunków do plażowania. Niektórzy dzielnie postanowili odsłonić trochę ciała na leżaku nad wodą, a byli i tacy, co weszli nawet do wody.
Święta Lipka |